Sytuacja mniejszości ukraińskiej i migrantów ukraińskich w Polsce - konferencja w Biurze RPO
- Wspólna polsko-ukraińska pamięć istnieje co do faktów, ale nie co do ich interpretacji.
- Polityka władz nie sprzyja tworzeniu wspólnej pamięci. Nie służy też temu nowela ustawy o IPN.
- Efektem jest narastanie fali wrogości motywowanej narodowościowo.
- Tymczasem los polskiej gospodarki jest już nieodłącznie związany z pracownikami z Ukrainy. W Polsce może pracować nawet 1,3 mln obywateli Ukrainy, w tym 40 proc. – w „szarej strefie”.
W Biurze RPO odbyła się 28 marca konferencja poświęcona sytuacji mniejszości ukraińskiej i migrantów z Ukrainy. Uczestniczyli w niej eksperci, przedstawiciele społeczności ukraińskiej i działacze pozarządowi z całej Polski. Obecny był ambasador Ukrainy Andrij Deszczyca. W czterech panelach dyskutowano o polityce pamięci, aktach nienawiści, sytuacji pracowników z Ukrainy i o tym, jak lokalne społeczności radzą sobie z integracją przybyszy.
Otwierając konferencję, Adam Bodnar mówił, że Rzecznik Praw Obywatelskich nie zajmuje się bezpośrednio polityką zagraniczną; nie prowadzi też polityki historycznej. Musi zaś dbać, by prawa człowieka i obywatela oraz dotyczące ich międzynarodowe standardy prawne były w Polsce przestrzegane. Obejmuje to zarówno mniejszości narodowe i etniczne, jak i cudzoziemców. Dlatego po ukończeniu przez Związek Ukraińców w Polsce raportu pt. „Mniejszość ukraińska i migranci z Ukrainy w Polsce. Analiza dyskursu”, RPO postanowił zorganizować seminarium. Celem było zastanowienie się nad problemami i poszukanie dróg do wspólnej przyszłości; tego jak wykorzystać rożne doświadczenia z pożytkiem dla młodego pokolenia Polaków i Ukraińców tu i teraz.
Bodnar przyznał, że trudno jest rozmawiać o sprawach historycznych, które dotyczą sąsiadów. Trudno jest rozmawiać o bolesnej historii, bo każdy naród ma prawo do upamiętniania własnej tożsamości i swego sposobu jej rozumienia. Ale jest także przestrzeń wspólna, która jest oparta na dobrej woli, na racjonalnym myśleniu, na poszukiwaniu porozumienia.
Według RPO dyskusja na temat takich pojęć jak odpowiedzialność, wina, naród, rola jednostek, może być prowadzona na różne sposoby i może prowadzić do różnych wyników. Zależy to m.in. od tego, kto dokonuje tych analiz i na ile towarzyszy temu dobra wola - a na ile zła wola, która ma prowadzić do podbudowywania nienawiści. W tym kontekście Adam Bodnar przytoczył fragment wiersza Wisławy Szymborskiej, jak dobrze trzyma się nienawiść, która rzekomo jest ślepa, a ma „bystre oczy snajpera” i „śmiało patrzy w przyszłość”. „O tym, że polityka historyczna może mieć +oczy snajpera+ nie możemy zapominać” - dodał RPO.
Powołał się na ludzi, którzy szukali porozumienia, zwłaszcza Jerzego Giedroycia, który wiele zrobił dla przełamania stereotypów o Ukraińcach i przekonywał o konieczności pojednania. RPO przypomniał, że to Polska jako pierwsze państwo uznała w 1991 r. niepodległość Ukrainy. Zawsze też przy niej mocno stała: od „pomarańczowej rewolucji”, przez okupację Krymu, konflikt w Donbasie, czy w kontekście jej aspiracji wejścia do UE.
Według RPO, przełamywanie niechęci, stereotypowego myślenia i napięć, które stają się elementem polityki, jest możliwe, ale wymaga to odwagi i niestandardowego myślenia. Przytoczył podkarpacką wieś Piskorowice, gdzie w kwietniu 1945 r. polski oddział NOW „Wołyniaka” zamordował stu kilkudziesięciu Ukraińców. Dziś wisi tam tablica ku pamięci ofiar, wystawiona w 2007 r. przez mieszkańców Piskorowic (niedawno Bodnar złożył tam kwiaty - patrz zdjęcia).
„Wiemy jak splątane i tragiczne były wojenne losy Ukraińców i Polaków, ile przelano niewinnej krwi i wyrządzono sobie wzajemnych krzywd. To bardzo głęboka rana, bardzo bolesne miejsce w zbiorowej pamięci. A jednak w Piskorowicach znaleźli się ludzie, którzy potrafili wznieść się ponad nienawiść i zachować godnie. Wieszając tablicę, nie tylko uczcili zmarłych, ale dali też przykład pokory i odwagi. Dali szansę przyszłości’ - mówił Adam Bodnar. „Jeżeli w Piskorowicach było to możliwe, to być może powinno to być możliwe w całej Polsce, ale musimy się zastanowić, dlaczego nam się to nie udaje” - dodał.
I tu zaczyna się opowieść o tym, co dzieje się w relacjach polsko-ukraińskich dzisiaj; gdzie są problemy. Będziemy zatem dyskutować o fali hejtu w internecie, o aktach nienawiści, o nowelizacji ustawy o IPN, o sprawach migracji zarobkowej czy problemach dotyczących zatrudnienia. „A los polskiej gospodarki jest już nieodłącznie związany z pracownikami z Ukrainy” - dodał Bodnar.
MOWA I AKTY NIENAWIŚCI
Z najnowszych badań wynika, że liczba Polaków deklarujących niechęć do Ukraińców przewyższa tych, którzy wyrażają do nich sympatię. Ambasador Ukrainy Andrij Deszczyca mówił, że na Ukrainie utrzymuje się sympatia wobec Polaków.
Z raportu przygotowanego przez Związek Ukraińców w Polsce wynika, iż wzrasta przestępczość motywowana uprzedzeniami względem mniejszości ukraińskiej i Ukraińców. Według prezesa Związku Piotra Tymy, język nienawiści wobec nich przenosi się zaś z obrzeży do głównego nurtu. Wymienił precedensowy atak w 2016 r. na tradycyjną procesję ukraińską. Doszło do sprofanowania chorągwi i ataku fizycznego (trwa proces kilkunastu sprawców).
„Narasta fala wrogości wobec obecności symboli ukraińskich w przestrzeni publicznej” – mówił Tyma, m.in. w kontekście niszczenia w Polsce ukraińskich upamiętnień czy grobów, np. w Hruszowicach i Werchracie. Według niego w kraju panuje atmosfera przyzwolenia na takie incydenty. Zaznaczył, że nie wykryto sprawców żadnego z nich, choć w sieci - głównie na stronach rosyjskich - pojawiają się nagrania z tych incydentów, na których widać sprawców. Wskazuje to na możliwość prowokacji.
Tyma przyznał, że część upamiętnień powstała z naruszeniem procedur, ale podkreślił, że także ich legalność nie chroni przed dewastacją. „Doszło do impasu” – dodał. W całej sprawie popełniono grzech zaniechania; państwo nie znalazło sposobu, jak rozwiązać problem tych upamiętnień. Według Tymy, w polskim parlamencie są dziś ugrupowania, które mobilizują swe zaplecze rozbudzaniem niechęci do Ukraińców. Słowa klucze, to „banderyzm, nacjonalizm”, które mają dawać kolejne argumenty.
Adam Bodnar zgodził się z Tymą, że w Polsce brakuje reakcji politycznej i moralnego głosu sprzeciwu wobec nienawiści z pobudek narodowościowych. Przyznał, że jest też problem z upamiętnianiem pomników, także zbudowanych nielegalnie. „Bez dialogu dyplomatycznego będziemy powtarzać scenariusz wydarzeń” - mówił. Wskazał zarazem, że polska policja reaguje, gdy dochodzi do napaści fizycznych; stawiane są zarzuty sprawcom. Zdaniem RPO za mało zaś walczy się z hejtem w internecie.
Częścią raportu Związku Ukraińców była analiza ponad miliona internetowych wpisów na temat Ukraińców. Generalnie 35 proc. wpisów miała charakter negatywny, przede wszystkim w kwestiach historii z lat 40. XX wieku. „To jest teren stracony, emocje są bardzo silne i bardzo spolaryzowane” - ocenił dr Marek Troszyński, dyrektor Obserwatorium Cywilizacji Cyfrowej Collegium Civitas. „To nie jest przekonanie polskiego społeczeństwa, to są media społecznościowe” – dodał. Wskazał, że część tych postów na pewno jest pisana na zamówienie przez te same osoby.
Według Troszyńskiego miejsce na porozumienie jest zaś w sprawach ekonomicznych, skoro gospodarka polska staje się strukturalnie uzależniona od migrantów. „Ludzie widzą, że Ukraińcy pracują u nas tak, jak my na Zachodzie” – zaznaczył.
O gigantycznej skali nawoływania w internecie do morderstw czy do przemocy bezpośredniej wobec osób narodowości ukraińskiej mówiła Joanna Grabarczyk, koordynatorka projektu HejtStop. „Tego dżina wypuściliśmy my sami, pozwalając aby fala nienawiści przelewała się z prawa do lewa” - powiedziała. Zarazem zwróciła uwagę, że te same treści antyukraińskie, antysemickie, czy antyuchodźcze, pojawiają się także w innych państwach. „One mogą przypływać ze wschodu” – podkreśliła.
DYSKUSJA O PAMIĘCI HISTORYCZNEJ
Najgroźniejszą częścią noweli ustawy o IPN są zapisy o cywilnej odpowiedzialności za naruszenie dobrego imienia Polski – ocenił prof. Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN. Zgodnie z nimi, Polski mają bronić pozwami organizacje społeczne; dopiero w drugim ustępie jest mowa, że może też bronić tego także IPN. „Dochodzi zatem do outsourcingu uprawnień do obrony narodu. Różnego rodzaju szaleńcy mogą zacząć hulać” – powiedział Kamiński. Uznał, że to zadanie dla RPO.
Adam Bodnar odpowiedział, że można by zaskarżyć do TK te zapisy, ale teraz byłby to wygodny pretekst dla TK aby połączyć taką skargę z wnioskiem prezydenta Andrzeja Dudy i odroczyć zbadanie całej sprawy. „Dlatego uznaliśmy za najlepsze przyłączenie się do wniosku prezydenta, mimo że było to dość wąskie zaskarżenie” – oświadczył. RPO wystąpił zaś o analizę tych przepisów.
Publicysta Konstanty Gebert dociekał, czemu mamy dziś „wojnę historyczną” z Ukraińcami i Żydami, a nie np. z Rosją. Według niego nowelą ustawy o IPN rządzący definiują, kto jest Polakiem, a kto nie - a przecież polskość została wypracowana także i przez Ukraińców, i przez Żydów. Zdaniem Geberta, może nie dogadamy do wspólnej historii, ale ważne by sporne sprawy osadzić w gęstszym kontekście, choćby historii rodzinnej.
Wspólna polsko-ukraińska pamięć istnieje co do faktów, są zaś zasadnicze różnice co do ich interpretacji – mówił prof. Grzegorz Janusz z UMCS. Według niego polityka nie sprzyja dziś tworzeniu wspólnej pamięci, zwłaszcza w dobie powrotu do idei „państwa narodowego”. Nie służy też temu nowela ustawy o IPN, która wskazuje „nacjonalistów ukraińskich” jako jedyną wymienioną w ten sposób grupę winną konkretnych zbrodni.
Przynależność do narodu polskiego jest definiowana etnicznie, a nie obywatelsko - na takie znaczenie noweli wskazała prof. Aleksandra Hnatiuk ze Studium Europy Wschodniej UW i Akademii Kijowsko-Mohylańskiej. Podkreśliła konieczność odbudowy wzajemnego zaufania, które ostatnio zostało roztrwonione.
PROBLEMY UKRAIŃSKICH PRACOWNIKÓW W POSLSCE
Nie wiadomo, ilu w Polsce przebywa w sumie migrantów z Ukrainy. Tego się nie da policzyć – mówił Tomasz Cytrynowicz, dyrektor biura szefa Urzędu ds. Cudzoziemców. Wiadomo, że do 27 marca br. wydano obywatelom Ukrainy 152 tys. zezwoleń na pobyt (jeszcze w 2014 było to tylko 26 tys.). Według Cytrynowicza, to jedyne wiarygodne dane, gdyż ogólna liczba wydanych 1,6 mln wiz o niczym tak naprawdę nie świadczy. Mogą to być bowiem kolejne wizy wydawane tym samym osobom, które nie muszą też mieszkać tu na stałe.
Do Polski przyjeżdżają do pracy głównie mężczyźni w wieku produkcyjnym. Pracujących obywateli Ukrainy zarejestrowano 300 tys., choć pracować może dużo więcej. Cytrynowicz zaznaczył, że obywatelom Ukrainy nie opłaca się być „nielegalnym” - tracą wtedy czasowo prawo wjazdu.
Migranci są bardziej podatni na dyskryminację w zatrudnieniu, są bowiem bardziej zależni od pracodawcy niż inni, a w razie konfliktu z nim nie mają wsparcia – wskazała Katarzyna Słubik ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, które pomaga takim pracownikom. To pracodawcy załatwiają bowiem zezwolenie na pracę czy na przedłużenie pobytu w Polsce – do nadużyć często dochodzi właśnie przed końcem tego okresu. Dlatego pracodawcy mogą sobie pozwolić na gorsze traktowanie.
Wielu ukraińskich pracowników nie ma niestety świadomości swych praw i obowiązków – podkreślała Miroslava Keryk z Fundacji Nasz Wybór. Szybciej uwierzą pośrednikom niż pójdą do urzędu czy Państwowej Inspekcji Pracy, która udziela im bezpłatnych porad. Według Keryk, jedyne co zmusza ich do pójścia do PIP, to niewypłacanie wynagrodzeń; rzadziej skarżą się Inspekcji na złe warunki pracy. „Dopóki pieniądze są wypłacane, pracownicy godzą się na wszystko” - potwierdza Słubik.
W 2017 r. 1600 cudzoziemców, głównie obywateli Ukrainy, złożyło pisemne skargi do Państwowej Inspekcji Pracy. Utworzyła ona specjalną infolinię w jez. ukraińskim i rosyjskim, która jest czynna przez trzy dni w tygodniu. Dziennie dzwoni 30 cudzoziemców.
Według Inspekcji, co drugi pracodawca nie przestrzega praw pracowniczych - zarówno co do Polaków, jak i cudzoziemców. Inspekcja wykazuje i nielegalną pracę, i nielegalne działania pracodawców.
O prawa pracownicze migrantów ukraińskich upomina się Związek Zawodowy Pracowników Ukraińskich w Polsce, który zrzesza ok. 10 tys. członków. Jak mówił jego przewodniczący Jurij Kariagin, związek pertraktował z pracodawcami, którzy czasami stosowali groźby. Związek pomógł już odzyskać ok. 300 tys. zł należnych pracownikom.
Związek szacuje, że w Polsce pracuje ok. 1,3 mln obywateli Ukrainy, w tym ok. 40 proc. – w „szarej strefie”. Według Kariagina, kilka tysięcy ukraińskich pośredników odbiera im część płac. „Trzeba zabrać pieniądze tej mafii” - podkreśla związkowiec. „Trzeba robić legalnie, wtedy nie będą was oszukiwać” – radzi Kariagin swym rodakom. Proponuje on wprowadzenie w Polsce amnestii - i dla pracowników, i pracodawców z „szarej strefy”.
Zdarza się, że nieubezpieczeni pracownicy zatrudniani „na czarno” ulegają wypadkom, po czym pracodawcy odwożą ich na dworzec by wracali na Ukrainę; osoby takie wpadają też w spiralę długów. Są także pracodawcy nie przyznający wolnego w dni, w które przypadają ukraińskie święta.
Obywatele Ukrainy w Polsce to nie tylko pracownicy. To także 50 tys. kształcących się tu studentów.
Społeczność ukraińska jest w Polsce już tak duża, ze są w niej także i różne mniejszości. Np. przy organizacji LGBT Lambda Warszawa działa już grupa ukraińska.
INETGRACJA NA POZIOMIE LOKALNYM
Lokalne społeczności korzystają na tym, że są wzmacniane przez migrantów. Jak zatem przyzwyczajać je do różnorodności - o tym mówiono podczas panelu o integracji na poziomie lokalnym.
Przede wszystkim nie należy liczyć na przerobienie Ukraińców na Polaków - przestrzegała Anna Dąbrowska, prezeska Stowarzyszenia Homo Faber z Lublina. Integracja wymaga pracy nie tylko od migrantów, ale od przyjmującej ją większości. Wymaga odpowiedzi na pytania: do jakiego społeczeństwa przyjmujemy i zapraszamy; jakie wartości ono podziela; jak wyobraża sobie przyszłość; jaka to jest Polska?
Integracja wymaga także ciekawości na przybyszy. Według Dąbrowskiej musimy uczyć się o różnicach, aby zobaczyć podobieństwa. Problem lokalnej polityki integracyjnej często bierze się z błędnego założenia, że Polacy i Ukraińcy są do siebie podobni. Podkreślając złudne paralele kulturowe, uwidaczniamy różnice, które chcielibyśmy z bagatelizować - wskazała.
Miejscowości, takie jak Bielsko-Biała, z tradycją wielokulturowości, mogą radzić sobie lepiej; u nas pojawienie się Ukraińców nie było szokiem, ale raczej odpowiedzią na tęsknotę za utraconą po II wojnie wielokulturowością - podkreślała Grażyna Staniszewska z Towarzystwa Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia.
Według niej ułatwia to działania. Obie społeczności poznają się i spotykają (np. Święto Trzech Króli połączone z prawosławnym Bożym Narodzeniem, wspólna Wielkanoc, Kupała „od Jana do Iwana”). Kościół ewangelicki prowadzi bezpłatne lekcje polskiego - według Staniszewskiej ważne jest, by to robiło miasto. Kursy są drogie, a brak znajomości języka jest poważną przeszkodą. Potrzebne są też porady prawne -w Bielsku brakuje na to pomieszczeń
Witold Horowski, konsul honorowy Ukrainy w Poznaniu, mówił że zdarza się np., iż pracownicy z Ukrainy za dużo czasu spędzają na podwórku, palą papierosy, głośno rozmawiają. Lokalna społeczność uważa to za męczące. Ale żeby taki problem rozwiązać, trzeba najpierw zauważyć, że jakiś Polak postanowił zarobić i wynajął 20 osobom mieszkanie przewidziane dla 4-osobowej rodziny. Dlatego spędzają oni czas poza mieszkaniem – dodał konsul.
Na koniec Adam Bodnar podziękował za możliwość spotkania. „Mimo, że zajmujemy się sprawami polsko-ukraińskimi, dowiedzieliśmy się wielu rzeczy nowych” - powiedział. Widzimy kolejne tematy, o których powinniśmy rozmawiać.
Piotr Tyma podziękował RPO za stworzenie płaszczyzny wymiany opinii. „Największym problemem mniejszości, obywateli polskich należących do mniejszości i migrantów, jest brak zrozumienia i brak dialogu. Społeczeństwo polskie akceptuje inność jako osobliwość. Nie umiemy zrozumieć sensu współpracy czy współdecydowania” - mówił.