Biuletyn Informacji Publicznej RPO

In vitro - doświadczenie i przyszłość. Konferencja ekspercka w Biurze RPO

Data:
  • Problem leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego (in vitro) jest problemem z zakresu praw człowieka – równego dostępu do pomocy, kiedy para nie może doczekać się dziecka – powiedział dziennikarzom RPO Adam Bodnar
  • Niepłodność nie jest ani prawicowa, ani lewicowa. Dotyczy zwykłych ludzi, którzy bardzo chcą mieć dzieci. I doszliśmy do tego, że RPO musi ich bronić – mówili uczestnicy debaty zorganizowanej w Biurze RPO
  • Zaproszenie Rzecznika jest adresowane do 3 milionów par, które borykają się z problemem niepłodności. Merytoryczna debata pozbawiona uprzedzeń jest niezwykle potrzebna, to dobrze, że możemy o tym porozmawiać o tym w tym miejscu – podkreśliła Małgorzata Rozenek-Majdan, znana prezenterka telewizyjna, autorka książki „In vitro. Rozmowy intymne”

Impulsem do zorganizowania debaty w Biurze RPO była właśnie ta książka. Zdaniem Adama Bodnara uruchomiła ona wyobraźnię, nie pozwala milczeć i zakładać, że sprawa jest znana i nie wymaga zabierania głosu.

W panelu, który prowadziła red. Renata Kim z „Newsweeka”, wzięli udział wybitni praktycy i naukowcy: dr Piotr Lewandowski ginekolog położnik, członek Polskiego Stowarzyszenia Medycyny Rozrodu i Embriologii, Katarzyna Kozioł, prezeska zarządu Polskiego Stowarzyszenia Medycyny Rozrodu i Embriologii, prof. Zbigniew Szawarski, bioetyk, Dorota Gawlikowska z  Polskiego Stowarzyszenia Psychologów Niepłodności i Barbara Szczerba ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wsparcia Adopcji Nasz Bocian.

Adam Bodnar zauważył, że pary starające się o dzieci, rodzice dzieci z in vitro, same dzieci i całe rodziny padają w Polsce ofiarą zabiegu, jakim jest włączenie problemu in vitro do „koszyka” różnicującego opinię publiczną pod względem politycznym. Do tego „koszyka” weszła już konwencja stambulska (o przemocy wobec kobiet), klauzula sumienia aptekarzy (w sprawie środków antykoncepcyjnych), teraz doszła edukacja seksualna. A także in vitro.

Trzeba sobie jednak uświadomić, że ten proces organizowania wyborców wokół nośnych haseł krzywdzi żywych ludzi – mówił rzecznik praw obywatelskich.

Kogo dotyczy problem?

Małgorzata Rozenek-Majdan przedstawiła swoje świadectwo: jest matką dwojga dzieci poczętych metodą in vitro. - Gdyby nie lekarze, moich synów nie byłoby na świecie – powiedziała do zebranych (i do wszystkich oglądających transmisję w mediach społecznościowych – kilkoro z obecnych na sali prowadziło transmisje ze spotkania).

Mówiła też o tym, przez co (w sensie medycznym) muszą przejść rodzice starający się o dziecko, jeśli jedyną szansą dla nich jest in vitro, i o tym, jak niepokojąca jest świadomość, że tylko osoby zamożne mogą cieszyć się narodzinami dziecka (koszt szacuje się w dobrej klinice na 30 tys. zł)

Doktor Piotr Lewandowski podkreślił, że problem niepłodności dotyczy dziś na świecie co najmniej 10-15 proc. par, a wskaźnik ten gwałtownie rośnie. Zanieczyszczenie środowiska i stres wpływa szczególnie na mężczyzn (kiedyś uważało się, że niepłodność jest problemem kobiecym, teraz jednak jasne jest, że najbardziej narażeni na kłopoty są mężczyźni, dlatego wręcz diagnostykę zaczyna się dziś od zbadania nasienia – tak wielu Polaków ma z tym problem).

Dr Lewandowski podkreślił, że in vitro jest metodą skuteczną i jedyną w wielu przypadkach niepłodności. Podał dane: w Danii aż 9 proc. dzieci rodzi się z in vitro, w Polsce – tylko 1 proc., mimo że Polacy zmagają się z takimi samymi problemami niepłodności, jak Duńczycy.

Prawa człowieka nie mogą zależeć od pieniędzy

Skuteczność i efektywność in vitro potwierdził rządowy (za czasów PO-PSL) program wspierania in vitro, dzięki któremu przyszło na świat 22 tys. dzieci. Narodziny każdego z nich wymagały od państwa wydatku rzędu 11 tys. zł. Niestety, program ten został w 2016 r. zmieniony w taki sposób, że nakierowany jest na naprotechnologię. W jego wyniku w porównywalnym okresie przyszło na świat 70 dzieci, a na każde z nich trzeba było wydać około miliona zł.

Dr Katarzyna Kozioł zaznaczyła, że naprotechnologia jest potrzebną i niezbędną metodą – ale na początku leczenia niepłodności. Ale jeśli nie pomoże, rozwiązaniem jest tylko in vitro.

Uczestnicy debaty mówili też, że to nie tylko kwestie finansowe prowadzą do naruszenia podstawowych praw człowieka.

Społeczne koszty politycznego hejtu

- Problem leczenia niepłodności określa życie rodziny na wiele lat - przez ten czas życie jest postawione na głowie. To ogromne obciążenie psychiczne i finansowe. Dlatego tak poważnym problem jest język debaty, stygmatyzacja, nienawiść. Dla rodzin, już będących pod presją, fala hejtu na in vitro jest ponad siły. Ludzie nie tylko nie szukają wsparcia psychicznego w trudnej drodze, którą idą. Oni ukrywają fakt terapii. A ukrywanie tego, zwłaszcza jeśli mieszka się daleko od ośrodków medycznych, w małej miejscowości, jest naprawdę bardzo trudne – mówiła Małgorzata Rozenek-Majdan.

Zwróciła uwagę, że ludzie muszą ukrywać fakt stosowania in vitro mimo powszechnej akceptacji społecznej tej procedury. Badania społeczne wykazują przecież, że metodę tę akceptuje 80 proc. ankietowanych. Nawet w przypadku badań przeprowadzanych pod kościołami po niedzielnych mszach odsetek respondentów akceptujących in vitro nie spada poniżej 60 proc.

- Dlaczego tak jest? – pytała Renata Kim. - Bo ton debacie publicznej nadają ludzie, którzy o in vitro ani o niepłodności nic nie wiedzą i nie rozumieją problemu – odpowiedział dr Lewandowski.

Dlatego nigdy nie mówimy publicznie o tym, że leczenie niepłodności po 2-3 latach niepowodzeń u co trzeciej pary wiąże się ze stanami depresyjnymi i lękowymi wymagającymi wsparcia psychiatry.

Dorota Gawlikowska, Barbara Szczerba ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wsparcia Adopcji Nasz Bocian i Małgorzata Rozenek-Majdan mówiły w tym kontekście, że instrumentalne traktowanie in vitro w debacie publicznej po prostu nie pozwala niepłodnym parom na przeżycie nieszczęścia, z jakim się zmagają.

- Proszę sobie uświadomić, jak wielkie musi być napięcie i lęk związany z tym, że intymny akt poczęcia wymaga interwencji medycznej – i że do tego problem ten trzeba ukryć – mówiła Dorota Gawlikowska. Ukryć przed sąsiadami, rodziną, a nawet samym dzieckiem, które może jako osoba dorosła użyć narzędzia „anty-in vitro” w budowaniu swojej tożsamości politycznej, bez wiedzy, że istnieje dzięki tej metodzie.

- 20 lat temu nie było takiego ostracyzmu. A niepłodność nie jest ani prawicowa, ani lewicowa. Dotyczy zwykłych ludzi, którzy bardzo chcą mieć dzieci. I doszliśmy do tego, że RPO musi ich bronić – powiedziała Barbara Szczerba.

Prof. Zbigniew Szawarski, bioetyk, zwrócił uwagę na konsekwencje ideologicznej blokady w debacie bioetycznej: Nie da się jej prowadzić, bowiem w Polsce Kościół katolicki rości sobie prawo do bycia jedynym autorytetem moralnym. Zwrócił uwagę, że coraz trudniej przychodzi nam zwracanie się do etyki laickiej, do tego, w jaki sposób radzi sobie ona z problemem tragiczności istnienia ludzkiego i istnienia zła na świecie.

Kościół zmienił jednak podejście do transplantologii, zmieni więc w końcu stanowisko wobec in vitro. Dla wielu ludzi będzie już jednak za późno – podsumowała Małgorzata Rozenek-Majdan.

Adam Bodnar podkreślił, że w przypadku in vitro nie wolno poprzestawać na półśrodkach (np. skoro rząd jest przeciw, to niech ludziom pomagają samorządy). Nie wolno też sobie wmówić, że jest to „temat zastępczy”, mało ważny.

Problem in vitro w działaniach RPO

Problemami obywateli związanymi z zasadami leczenia niepłodności w Polsce RPO zajmuje się od dawna.  Ostrzega przed zmianami w projekcie nowelizacji  ustawy o leczeniu niepłodności, która obowiązuje od 2015 r. (Dz.U. 2015 poz. 1087).

Projekt, któremu ostatecznie Marszałek Sejmu nie nadał numeru ani biegu, przewidywał:

  1. ograniczenie kręgu uprawnionych do korzystania z metody zapłodnienia pozaustrojowego tylko do par małżeńskich;
  2. ograniczenie liczby komórek rozrodczych, które mogą zostać zapłodnione w ramach procedur medycznie wspomaganej prokreacji, tak by dopuszczalne było zapłodnienie tylko jednej komórki rozrodczej;
  3. zakaz kriokonserwacji zarodków, z wyjątkiem sytuacji, gdy przeniesienie zarodka do organizmu kobiety nie jest możliwe z powodu siły wyższej;
  4. odpowiedzialność karną osób stosujących metody wspomaganej prokreacji w celu urodzenia i porzucenia dziecka poprzez przekazanie go innym osobom (macierzyństwo zastępcze), organizujących macierzyństwo zastępcze bądź uczestniczących w nim bez względu, czy jest to surogacja komercyjna czy altruistyczna; 
  5. likwidację anonimowości dawców komórek rozrodczych lub zarodka.

(VII.5002.4.2018).

Rzecznik Praw Obywatelskich zwracał uwagę także na to, że:

  • pomoc państwa w leczeniu niepłodności powinna być efektywna i dobrze zorganizowana.

Środki publiczne przeznaczone na nowoczesne metody leczenia niepłodności są ograniczone. Dlatego ważne znaczenie ma kompleksowa organizacja tej pomocy tak, aby procedury diagnostyki i leczenia niepłodności były dostępne również dla osób niezamożnych.

Pomóc miał w tym ministerialny Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce. Niestety, w ocenie RPO Program ten w istocie koncentruje się na lekarzach i podmiotach służby zdrowia. (VII.5002.5.2017).

  • potrzebna jest Rada ds. Leczenia Niepłodności.

Ministerstwo Zdrowia tego nie planuje, przez co część przepisów ustawy o leczeniu niepłodności nie działa (VII.5002.6.2015).

  • procedura in vitro powinna być refundowana

Umożliwiał to rządowy program, który obowiązywał do połowy 2016 r. Dotyczyło to także skorzystania przez pary niezamożne z procedury zapłodnienia pozaustrojowego, tj. metody będącej nierzadko jedyną umożliwiającą posiadanie spokrewnionego genetycznie potomstwa.

Teraz procedura ta nie jest finansowana ze środków publicznych, co oznacza, że wróciliśmy do sytuacji, że metoda in vitro dostępna jest tylko dla osób zamożnych. Co więcej, zaprzestanie finansowania procedury in vitro oznacza, że ustawa o leczeniu niepłodności przestała być skuteczna.

Minister Zdrowia nie podziela stanowiska RPO i wskazuje, że: metoda in vitro jest tylko jedną z licznych metod postępowania w niepłodności, a problem związany z niepłodnością może być skutecznie rozwiązany w odniesieniu do wielu rodzin przez zastosowanie kompleksowych działań skupiających się przede wszystkim na diagnostyce przyczyn niepłodności i ich leczeniu (VII.5002.6.2015, 2015-2017)

  • bardzo niebezpieczne jest wprowadzenie przepisów, które pozwolą rządowi na blokowanie samorządowych programów in vitro.

RPO alarmował w sprawie pomysłu wprowadzenia przepisów pozwalających Ministrowi Zdrowia na zawieszanie finansowania programu polityki zdrowotnej na dwa lata w przypadku braku środków finansowych lub gdy program jest niecelowy.

Przepis nie został wprowadzony w życie: w wyniku konsultacji i alarmujących głosów przeformułowano go tak, że prawo do zawieszania programu polityki zdrowotnej przysługuje podmiotowi, który go realizuje, a nie Ministrowi (VII.5002.6.2015).

  • RPO zwracał też uwagę na problem braku odpowiedniego zabezpieczenia danych zamieszczanych w scentralizowanym rejestrze stanu cywilnego.

Niepokój budziły przepisy ustawy o leczeniu niepłodności dotyczące aktów stanu cywilnego. Miało tam trafiać oświadczenie konieczne do uznania ojcostwa przed przeniesieniem do organizmu kobiety komórek rozrodczych. Ponieważ dostęp do aktów stanu cywilnego ma duża liczba pracowników urzędów stanu cywilnego oraz MSW, te drażliwe informacje wydawały się za mało chronione. RPO uzyskał jednak zapewnienie, że  informacje te nie będą umieszczane bezpośrednio w akcie urodzenia. Znajdą się natomiast w tzw. rejestrze uznań i protokole uznania. Dokument ten będzie dołączany do akt zbiorowych aktu urodzenia i podlegał udostępnieniu jedynie na wniosek osoby, której to dotyczy – po osiągnięciu przez nią pełnoletności, lub na żądanie sądu (VII.534.36.2015: wystąpienie z 22.09.2015 r. )

Warto też pamiętać o zabiegach RPO w sprawie usunięcia luki w przepisach ustawy o leczeniu niepłodności. Chodziło o prawa kobiet, które zdeponowały zarodki przed wejściem w życie ustawy, a nie miały partnera, który uzna dziecko

Ustawa została napisana tak, że kobiety te nie mogły skorzystać ze swoich embrionów, mimo że zdeponowały je w klinikach, kiedy możliwe było tworzenie zarodków z ich komórki rozrodczej i komórki anonimowego dawcy.

RPO podkreślał, że taka sytuacja narusza zasadę zaufania obywatela do państwa i stanowionego przez nie prawa. Sprawa trafiła do Trybunału Konstytucyjnego, który 18 kwietnia 2018 r. umorzył postępowanie (VII.501.139.2015).

Trybunał zapowiedział jednocześnie postanowienie sygnalizacyjne do Sejmu, ponieważ dostrzegł w regulacjach ustawy pewne braki. Chodzi o wprowadzenie sądowej kontroli zezwalania samotnym kobietom na przeniesienie zarodków powstałych przed wejściem w życie ustawy o leczeniu niepłodności w stanach faktycznych mieszczących się w ramach dawstwa innego niż partnerskie.

Autor informacji: Agnieszka Jędrzejczyk
Data publikacji:
Osoba udostępniająca: Anna Kabulska
Data:
Operator: Anna Kabulska