Inwigilacja dwa lata później. Sprawa wyroku ETPCz Sacharow (Zakharov) vs Rosja
- Jak wygląda sytuacja w Polsce dwa lata po zwiększeniu uprawnień służb specjalnych w zakresie inwigilacji?
- Jakie wnioski wynikają dla nas ze sprawy Sacharow przeciw Rosji?
24 września 2018 r. odbyła się w Biurze RPO konferencja dotycząca inwigilacji. Uczestniczył w niej bohater słynnej sprawy „inwigilacyjnej” przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka Roman Sacharow (Zakharov).
Przeszło dwa lata temu rozpoczął się proces nadający polskim służbom uprawnienia, które mogą godzić w prawa obywateli w zakresie ich prywatności. Tzw. ustawa inwigilacyjna weszła w życie w lutym 2016 r., a „antyterrorystyczna” – w lipcu 2017 r.
Jak dziś, po miesiącach stosowania nowych zapisów, wygląda sytuacja? Jak przestrzegane jest prawo do prywatności? Czy wobec wycofania przez Rzecznika Praw Obywatelskich wniosków o stwierdzenie niekonstytucyjności tych ustaw z Trybunału Konstytucyjnego jesteśmy skazani na niekontrolowane i wszechwładne służby?
Sprawa Sacharowa
Roman Sacharow w 2015 r. wygrał przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka sprawę przeciwko Rosji (skarga nr 47143/06) dotyczącą użycia systemu informatycznego SORM Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej do podsłuchiwania rozmów i przechwytywania korespondencji elektronicznej.
- Kiedy przeczytałem wyrok w sprawie Sacharow przeciw Rosji, pomyślałem najpierw: kim jest człowiek, który odważył się stanąć przeciw potężnemu państwu, słynącemu z tego, że swoich przeciwników ściga także za granicą? To jeden ze współczesnych bohaterów walki o prawa człowieka – przedstawiał gościa Marcin Mrowicki z BRPO.
- Jak wyglądała sytuacja w Rosji 12 lat temu, kiedy złożył Pan wniosek do ETPCz? – pytał Romana Sacharowa Adam Bodnar.
Sacharow opowiadał, że skargę złożył w 2006 r. jako pracownik fundacji zajmującej się wolnością słowa i jako dziennikarz. Wykonując swoje obowiązki, kontaktował się bowiem z osobami, które prosiły o zachowanie tego w tajemnicy, a potem okazywało się, że o tych kontaktach wiedzą rosyjscy politycy.
W owym czasie - podkreślał - w Rosji panowało przekonanie, że kwestie praw człowieka i wolności słowa są traktowane przez władze poważnie – np. stanowisko rosyjskiego rzecznika praw obywatelskich były analizowane, a kontrolowane przez państwo media przekazywały oprócz propagandy także informacje. Fundacja, z którą współpracował Sacharow, miała współpracowników także wśród urzędników. – Mieliśmy jeszcze wolność słowa i możliwość wykonywania pracy dziennikarskiej, a postawa konformistyczna nie przeważała – opowiadał Sacharow.
- Dlatego na podejrzenia, że informacje o moich kontaktach trafiają do polityków rosyjskich, postanowiłem zareagować. Nie chciałem składać skargi przeciw mojemu państwu, wystąpiłem więc przeciwko firmom telefonii komórkowej. Żyliśmy w czasach jeszcze sporej otwartości w dziedzinie gospodarczej. Złożenie pozwu udało się i dostawałem duże wsparcie od różnych prawników i organizacji. O sprawie otwarcie pisały media, zwłaszcza biznesowe.
Skarga dotyczyła tego, że operatorzy komórkowi zgodzili się na zainstalowanie urządzeń pozwalających na przechwytywanie informacji bez zgody sądu. Podstawą do instalowania tych urządzeń był niepublikowany oficjalnie załącznik do rozporządzenia ministra.
Roman Sacharow przegrał sprawę przed rosyjskimi sądami. Uzasadniły one, że nie przedstawił wystarczających dowodów, że on i jego rozmówcy padli ofiarą inwigilacji.
Wtedy sprawa trafiła do ETPCz. Sacharow powołał się na art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (prawo do prywatności).
ETPCz stwierdził naruszenie Konwencji: choć formalnie do inwigilacji trzeba mieć w Rosji zgodę sądu, ale obowiązek ten można łatwo obejść. Jeśli tak skonstruowane jest prawo, to człowiek nie musi już dowodzić, że był inwigilowany. Wystarczy, że jest taka możliwość (jest regulacja prawna, która umożliwia takie działania). Ponadto prawo rosyjskie nie gwarantuje skutecznych środków odwoławczych obywatelowi, który podejrzewa, że jest inwigilowany (patrz – analiza wyroku w załączonej prezentacji).
- Pamiętam, że po wyroku podeszli do mnie sędziowie z Białorusi, akurat tam obecni, i gratulowali nam – mówił Roman Sacharow.
Wyrok nie został jednak nigdy wykonany.
Zupełnym przypadkiem wyrok został ogłoszony w dniu, w którym prezydent Putin podpisał nowe prawo dające pierwszeństwo konstytucji rosyjskiej nad prawem międzynarodowym, jeśli wymaga tego „ochrona interesu Rosji” - opowiadał dalej Sacharow.
Relacjonował, że już przed ogłoszeniem wyroku pole debaty publicznej zawężało się. - Już nie rozmawialiśmy w pracy o tym, co uważamy o sprawie Krymu, służby specjalne dopytywały się moich przełożonych, czy naprawdę „potrzebny jest im ten Sacharow”, złodzieje próbowali mi ukraść telefon komórkowy (charakterystyczne, że nie pieniądze ani karty kredytowe).
- Wtedy już byłem przekonany, że wyrok ETPCz nie zostanie w Rosji wykonany. Nie byliśmy już państwem demokratycznym – bo sądy nie były już niezależne i to gwałtownie zmieniło sytuację. Parlament przestał być miejscem debaty, a debatę publiczną zastąpiła propaganda.
- A dziś? Czy może Pan powiedzieć, jak wygląda życie dziennikarzy w Rosji? – pytał Adam Bodnar.
- Nadal w miarę niezależna jest prasa lokalna: jeśli nie krytykuje władz centralnych, może publikować materiały niewygodne dla władz lokalnych. Nikt nie łamie tam praw dziennikarzy. Ale narastającym problemem jest autocenzura. Jednocześnie coraz więcej jest spraw karnych za komentarze w sieci, a nawet za lajki (ludzie dostają mandaty, a nawet wyroki więzienia za coś co napisali albo tylko udostępnili w sieci kilka lat temu), Służby specjalne mają pełen dostęp do paneli administracyjnych w rosyjskich sieciach społecznościowych. Operatorzy tych sieci mają obowiązek przechowywania (retencji) kompletu danych przez pół roku.
Sacharow zauważył, że choć powodem tak intensywnego zbierania danych o obywatelach ma być bezpieczeństwo państwa, to system jest tu niewydolny i w razie realnego zagrożenia służby rosyjskie i tak zwracają się o pomoc do Amerykanów. Tak szeroko zakrojona inwigilacja skuteczna jest natomiast w powstrzymywaniu opozycji i zwykłych ludzi, których – nawet jeśli popierają rząd – może kusić, by zalajkować „nieprawomyślny” wpis.
Inwigilacja w Polsce dwa lata później
- Sprawa Sacharow przeciw Rosji jest od dawna wyznacznikiem standardów europejskich. I to do niej stale odnoszą się wszyscy, którzy analizują ochronę praw obywatelskich po zmianie przepisów inwigilacyjnych w Polsce – mówiła w kolejnym panelu konferencji dr Barbara Grabowska-Moroz (Helsińska Fundacja Praw człowieka)
Ten panel prowadził Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Europejskiego w Biurze RPO
O tym, jak służby w Polsce sukcesywnie dostawały nowe uprawnienia – kosztem obywateli – od początku 2016 r. (ustawa policyjna, ustawa antyterrorystyczna, przepisy dotyczące „owoców zatrutego drzewa”), opowiadał mec. Marcin Mrowicki z BRPO (patrz załącznik - prezentacja): Służby dostały bardzo szeroki dostęp do informacji o naszej aktywności w sieci, a wiele z tych informacji nie jest – nawet post factum – kontrolowane przez sądy.
RPO alarmował, zanim ostatecznie przepisy te weszły w życie, następnie zaskarżył je do Trybunału Konstytucyjnego.
- Niestety, na początku 2017 r. TK zaczął manipulować przy składach wyznaczonych do oceny tych spraw (zmiany składu pełnego na skład pięcioosobowy, bez podstawy prawnej i włączenie do składu osób których status sędziowski jest kwestionowany). Z tego powodu RPO swoje wnioski wycofał – mówił mec. Mrowicki (patrz załącznik - wybrane fragmenty Informacji Rocznej RPO za rok 2017).
- Nasza nowa ustawa inwigilacyjna ma z pozoru niewinny przepis, że służby mają co pół roku sprawozdawać sądom z podejmowanych działań. Początkowo wydawało się nam, że taka kontrola jest po prostu niewystarczająca i na tym należy się skupić. Ale w praktyce kluczowy okazał się początkowo nie rzucający się w oczy przepis, że te sprawozdania sądowe są objęte przepisami o informacji niejawnej. Bo to on wprowadził dodatkową zmianę: służby nie chcą już ujawniać jakichkolwiek informacji o skali kontroli bilingów, powołując się właśnie na przepisy o informacji niejawnej – mówił Wojtek Klicki z Panoptykonu. Także sądy administracyjne zmieniły podejście do odmów dostępu do informacji publicznej ze strony służb. Zmienione prawo sprawiło, że na szali wartości bezpieczeństwo zaczyna znaczyć więcej niż wolność jednostki.
Elementem ochrony danych osobowych – tzw. drugą nogą RODO – miała być ustawa wdrażająca dyrektywę policyjną. To tu miały zostać opisane zasady ochrony prywatności w relacjach z państwem. Ustawa miała być gotowa do maja, w momencie wejścia w życie RODO. Nie jest gotowa do dziś, a informacje o stanie projektu napawają niepokojem (ma ona wyłączyć obrót informacjami niejawnymi z przepisów o ochronie danych osobowych).
Co to znaczy? - pytał panelistów dyr. Wróblewski.
- że znacząco osłabła ochrona praw człowieka
- że nowe przepisy pod pretekstem zwiększania bezpieczeństwa niszczą zaufanie do państwa. A bez zaufania bezpieczeństwo jest iluzoryczne
- że problemu nie rozwiąże wdrożenie dyrektywy policyjnej
- że dziś skarga z Polski na te przepisy zostałaby przez ETPCz uznana za zasadną
Ale nadal nadzieja jest w sądach i w tym, jak się ukształtuje orzecznictwo w tej kluczowej dla praw człowieka sprawie.