Piecza zastępcza dla dzieci z rodzin w kryzysie. Webinarium RPO
- System pieczy nad dzieckiem wymaga zmian. Widać to po 10 latach funkcjonowania ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej.
- To dziecko i jego prawa powinny się znaleźć w centrum – dziś system koncentruje się wokół problemów dorosłych.
- Dziecko potrzebuje środowisko bezpiecznego i stałego. Jeśli daje mu to rodzina zastępcza, powinno w niej żyć. Pokrewieństwo biologiczne czy adopcyjne jest rzeczą drugorzędną.
Takie są główne wnioski z webinarium zorganizowanego przez Rzecznika Praw Obywatelskich po dyskusji, jaka wybuchła w sieci w sprawie analizy RPO dla Ministra Rodziny i Polityki Społecznej
16 marca rzecznik praw obywatelskich prof. Adam Bodnar skierował do min. Marleny Maląg kompleksowe wystąpienie dotyczące realizacji ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Wskazał w nim obszary wymagające zmiany prawa (przysposobienie, procedura usamodzielnienia, piecza zastępcza).
Problem dotyczy 72 tys. dzieci pozbawionych całkowicie lub częściowo opieki rodziny biologicznej, 36 tys. rodzin zastępczych oraz 666 rodzinnych domów dziecka.
- Piecza zastępcza dla dzieci zajmuje nas wszystkich od wielu lat, ale w ostatnim czasie reportaż-podcast red. Michała Janczury w TOK FM skłonił RPO do ponownej analizy problemu i przygotowania wystąpienia do minister Marleny Maląg – powiedział otwierając webinarium RPO Adam Bodnar, który moderował dyskusję. - Anna Krawczak we wpisie internetowym zwróciła nam uwagę, że zbyt mało uwagi poświęciliśmy problemowi rodzin zastępczych, które opiekują się dzieckiem w sposób długotrwały ale w interesie dziecka - dodał.
Dlatego RPO zorganizował webinarium w tej sprawie – wykorzystał szansę, jaką dał mu Trybunał Konstytucyjny po raz kolejny przesuwając rozprawę w sprawie przepisów, na podstawie których RPO VII Kadencji realizuje misję Rzecznika Praw Obywatelskich do czasu wyboru następcy.
Paneliści:
- Anna Krawczak - członkini Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW, była matka zastępcza, matka adopcyjna
- dr Marek Michalak – były rzecznik praw dziecka
- Joanna Luberacka-Gruca - ekspertka Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej
- sędzia Dorota Trautman - przewodnicząca VI Wydziału Cywilnego Rodzinnego Odwoławczego w SO Warszawa, członkini Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce
- Michał Kubalski, Zespół Prawa Cywilnego BRPO
- Agnieszka Jarzębska, Zespól Prawa Pracy i Zabezpieczenia Społecznego BRPO(
Dyskusja:
Wystąpienie RPO dotyczyło niedostatków w realizacji ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej z 2011 (Agnieszka Jarzębska). Jednak po 10 latach jej funkcjonowania należałoby przyjrzeć się jej podstawowym założeniom: zakłada ona, że dziecko powinno rosnąć w rodzinie biologicznej lub adopcyjnej. Pobyt w pieczy zastępczej – instytucjonalnej (domy dziecka) lub rodzinnej – ma być w tym modelu przejściowy i krótkotrwały.
Ten model pozwolił na rozprawienie się z największymi problemami pieczy instytucjonalnej. Nie mamy już 100-osobowych domów dziecka. Jednak zupełnie uwadze społecznej umknął problem rodzinnej pieczy zastępczej (Joanna Luberacka-Gruca).
Tymczasem z 72 tys. dzieci pozbawionych opieki rodziny biologicznej aż 50 tys. przebywa właśnie w rodzinnej pieczy zastępczej. Realizują one często tę pieczę jako rodziny spokrewnione (dziadkowie, rodzeństwo) albo niespokrewnione (ciotki i wujowie – ich pokrewieństwa i powinowactwa prawo tu nie zauważa). Są stabilną opoką dla dzieci – a jednak prawo chce je traktować jako „rozwiązanie przejściowe”. Nasz system absolutyzuje rodzinę – biologiczną lub adopcyjną - i nie zauważa, że są one podatne na kryzysy, rozpadają się. Tymczasem piecza zastępcza trwa i jest dla dzieci korzystna (Anna Krawczak).
Skąd wziął się problem?
Zdaniem uczestników dyskusji – przede wszystkim z tego, że to dorośli a nie dziecko są w centrum tego systemu.
Gdyby patrzeć na problem z perspektywy dziecka, byłoby jasne, że babcia, ciocia czy brat dadzą dziecku właściwe i wcale nie tymczasowe wsparcie. Na pewno obca rodzina adopcyjna nie jest dla takiego dziecka lepsza. Adopcja nie jest też rozwiązaniem dla kilkorga rodzeństwa, bo mało kogo stać na to, by zostać nagle rodzicami pięciorga czy sześciorga dzieci z deficytami wychowawczymi, a więc wymagającymi dodatkowego wsparcia. Dla takich dzieci nie ma alternatywy poza pieczą, najlepiej rodzinną (Anna Krawczak).
Rodzinna piecza zastępcza jest też rozwiązaniem dla wielu dzieci z niepełnosprawnościami (powinna trwać dłużej, by wyeliminować model „usamodzielniania się do domu pomocy społecznej) (Joanna Luberacka-Gruca, Agnieszka Jarzębska).
Osobnej uwagi wymagają dzieci, których rodzice biologiczni cierpią na poważne problemy i deficyty, które uniemożliwiają im stale sprawowanie opieki nad dziećmi. Tu też nie jest rozwiązaniem adopcja, ale piecza zastępcza, dzięki której dziecko może też utrzymywać kontakt z rodzicami (Joanna Luberacka-Gruca).
Drugim systemowym problemem jest niewydolność sądownictwa rodzinnego, pochodna zlej sytuacji całego systemu sądowniczego w Polsce: sprawy dotyczące władzy rodzicielskiej (a bez tego nie można mówić o adopcji) trwają bardzo długo. Sędziowie są przeciążeni, nie mają asystentów, brakuje biegłych wydających opinie o stanie dziecka, sędziowie nie mają dostępu do kompletnej i pogłębionej dokumentacji na temat sytuacji dziecka. Sprawy rodzinne trwają więc bardzo długo – a to oznacza, że niezależnie od intencji ustawodawcy piecza zastępcza może nie być przejściowa (Dorota Trautman, Michał Kubalski).
Przechylenie systemu w stronę rodziny i jej praw powoduje też, że sędziowie skłonni są dawać biologicznym rodzicom kolejne „ostatnie szanse” na poprawę – co dla dzieci oznacza niekończącą się wędrówkę do rodziny zastępczej i z powrotem (Dorota Trautman powołała się na zebrane przed webinarium świadectwa sędziów rodzinnych).
Dlatego zdaniem obecnych sytuację trzeba zmienić poprzez:
- Uznanie faktu, że rodzinna piecza zastępcza może być rozwiązaniem długotrwałym. Trzeba ją wspierać, dbać o to, by ludzie chcieli zajmować się taką pomocą dzieciom, wspierać ich finansowo i ułatwiać dostęp do zdobywania potrzebnych kwalifikacji (m.in. Anna Krawczak i Joanna Luberacka-Gruca).
- Zmianę całego paradygmatu systemu opieki nad dzieckiem. Musimy przyjąć, że to dziecko jest w centrum, a nie dorośli (Marek Michalak), oraz że status prawny (rodzina/nie rodzina) opiekunów nie może być ważniejszy od tego, czy zapewniają dziecku bezpieczne i stałe środowisko (Anna Krawczak).
- Wykorzystanie dorobku ekspertów i rodzin zastępczych– to m.in. opracowania rzecznika praw dziecka Marka Michalaka dotyczące standaryzacji ochrony praw dziecka, w tym pieczy nad nim, oraz projekt Kodeksu rodzinnego, który proponuje zastąpienie pojęcia „władzy rodzicielskiej” pojęciem „odpowiedzialności rodzicielskiej”.
- Stworzenie ramy instytucjonalne do tego, by głos dziecka był słyszalny, kiedy decyduje się o jego losie. Bardzo poważnie rozważyć wprowadzenie instytucji przedstawiciela dziecka w sądzie rodzinnym – tak by sędzia mógł wydawać postanowienie wysłuchawszy wystąpień wszystkich stron, a nie tylko dorosłych (sędzia Dorota Trautman powiedziała, że lata pracy i przemyśleń skłaniają ją ku temu, by wesprzeć ideę pełnomocnika dziecka w sądzie, a Joanna Luberacka-Gruca dodała: „Gdybyśmy umieli wysłuchać dzieci, nie musielibyśmy dziś rozmawiać o tym, czy rodzinna piecza zastępcza może być tylko tymczasowa").
Pytania publiczności:
Pytania widzów webinarium dotyczyły:
- Umowy o pracę dla rodzin zastępczych (odp.: taka zmiana jest możliwa, potrzebna jest jednak wola rządzących. Dziś problem polega na kodeksowym dodefiniowaniu czasu pracy);
- Wysokość świadczeń dla usamodzielniających się osób z pieczy zastępczej (odp.: jest zdecydowanie za niska);
- Współpraca instytucji zajmujących się pieczą zastępczą (odp.: brak tek współpracy jest właśnie symptomem tego, że dziecko nie jest w centrum systemu.);
- Czy zamiast władzy rodzicielskiej nie powinniśmy mówić o odpowiedzialności rodzicielskiej (odp.: Tak, to właśnie postulował RPD Marek Michalak, bo trudno jest utrzymywać pojęcie prawne dające władzę jednemu człowiekowi nad drugim);
- Czy nie da się poprawić organizacji szkoleń dla kandydatów dla rodzin zastępczych – przecież tych rodzin stale brakuje (odp.: szkolenia dla rodzin zastępczych można poprawić choćby wykorzystując model szkoleń online);
- Jak skrócić czas oczekiwania dzieci z niepełnosprawnościami do rodzin zastępczych (odp.: między innymi poważnie rozmawiając o tym, że rodzina, która zechce się takim dzieckiem zająć, powinna liczyć na ponadstandardowe wsparcie).
Publiczność zadawała też pytania dotyczące opieki naprzemiennej nad dzieckiem (w sytuacji rozstania rodziców), ale jak podkreślił Adam Bodnar, to odrębne zagadnienie, na osobną debatę.
Podsumowując webinarium RPO Adam Bodnar podkreślił, że zebrane w czasie dyskusji informacje przełożą się na całą listę zadań dla ekspertów Biura RPO.
Wpis Anny Krawczak, który sprowokował do dyskusji:
Czy lubię Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich? Tak, bardzo lubię Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich. Mogłabym dodać jeszcze wiele miłych słów precyzujących, za co go lubię: za wnikliwość, za inteligencję, za wrażliwość społeczną.
I właśnie dlatego tak mnie zdumiała treść analizy "Jak poprawić los dzieci, które trafiają do pieczy zastępczej? Analiza Adama Bodnara dla MRiPS", która zawiera mnóstwo ważnych i trafnych spostrzeżeń.
Oraz jednego słonia w pokoju, którego nikt nie zauważył: 50 tysięcy dzieci, dla których stałym i stabilnym miejscem w życiu stała się właśnie rodzina zastępcza. Te dzieci nie wrócą do rodziców biologicznych i nie zostaną adoptowane, ale o tym za chwilę, bo zacznę od sprawy najbardziej skomplikowanej.
Otóż: kim jest dziecko?
Wiem, mega trudne, musimy się mocno zastanowić, żeby zasunąć gładkim banałem w rodzaju "jest człowiekiem", "obywatelem", "podmiotem", a potem wrócić do picia kawy.
Te banały są zasadniczo poprawne, a teraz zilustruję je przykładami:
1. Zosia ma pięć lat i od czterech wychowuje ją ciocia, siostra jej matki biologicznej. Zosia została zabrana spod opieki matki, kiedy ta kolejny raz zostawiła ją samą w domu i poszła w Polskę. Być może to nawet ciocia Zosi była tą osobą, która powiedziała wreszcie "nie, kurwa, dość tego" i zadzwoniła na policję wbrew siostrzanej solidarności, aby ratować Zosię i dać jej szansę na normalność. A potem zaopiekowała się siostrzenicą i teraz tworzy dla niej rodzinę zastępczą niezawodową.
W rodzinach zastępczych spokrewnionych (dziadkowie i starsze rodzeństwo) przebywa 30 tysięcy dzieci. Śmiało można założyć, że kolejnych kilka tysięcy dzieci mieszka z ciotkami, wujkami, kuzynami, którzy formalnie tworzą rodziny zastępcze niezawodowe. Ale nadal są to osoby z bliskiego otoczenia dziecka. Większość tych rodzin to wystarczająco dobre rodziny.
2. Kasia, Krzyś, Alan, Patrycja i Krystian mają cztery, sześć, siedem, dziewięć i jedenaście lat. Od trzech lat mieszkają z Wojtkiem i Hanką, rodzicami zastępczymi. Rodzice biologiczni tej piątki odsiadują wyrok pozbawienia wolności za znęcanie nad dziećmi.
Nie ma danych pokazujących, ile licznych rodzeństw przebywa w rodzinnej pieczy zastępczej, ale polska specyfika pieczy (z jakich rodzin przychodzą dzieci, jaka jest ich struktura, jakie najczęstsze problemy) sprawia, że rzadko które dziecko w pieczy jest jedynakiem, bądź trafia do pieczy jako jedyne spośród rodzeństwa. Większość znanych mi rodzin zastępczych wychowuje rodzeństwa: podwójne, potrójne i więcej. W placówkach jest podobnie.
3. Z kolei Iza, siedmiolatka, została umieszczona w zawodowej rodzinie zastępczej Justyny, bo mama Izy jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną. Mama Izy nie jest w stanie zadbać o Izę, o siebie samą dba z trudem. Ale pamięta o urodzinach córki, dniu dziecka i świętach, przynosi zabawki, które następnego dnia się psują. Bo kocha córkę. Nieporadnie i w sposób być może żałosny dla wykształconych rodziców klasy średniej, ale - nigdy Izy świadomie nie skrzywdziła. A Iza wie, że to jej mama. I choć ma drugą mamę zastępczą, to w jej życiu i sercu jest miejsce dla obu.
Nie wiadomo, jaka część dzieci w pieczy to dzieci rodziców trwale niewydolnych z powodu niepełnosprawności bądź złego stanu zdrowia, również psychicznego. Ale te dzieci istnieją. Część z nich ma rodziców, którzy są w stanie być z nimi w bezpiecznym kontakcie - na dystans, przy wsparciu, ale jednak.
*
I teraz chciałabym spytać biuro Adama Bodnara, co proponuje tym konkretnym dzieciom? Apelując do Ministerstwa o zmiany i podejmując analizę? Błyskotliwie stwierdzając w niej, że 'piecza zastępcza jest usługą terminową', a system pieczy jest i powinien być w zasadzie dwuwartościowy: adopcja albo powrót do rodzica?
Pytam serio -
poważnie postulujecie, aby zabrać Zosię cioci i oddać ją do adopcji, bo 'zbyt długi pobyt w pieczy nie służy jej dobru'? Któremu to dobru Zosi nie służy mieszkanie z ciocią?
A może macie kandydatów na rodzinę adopcyjną dla naszej piątki, która od trzech lat je śniadania i kolacje z rodzicami zastępczymi, jeździ z nimi na wakacje i tworzy rodzinę? Rodzina adopcyjna będzie lepsza, bo ma ten brand new i stuningowany przymiotnik "adopcyjna"? A może użyjemy narzędzi bezpośredniego przymusu, w których polski system doskonali się od dekady, a które nazywają się "albo pani sama adoptuje dzieci, albo szukamy dla nich innych rodziców adopcyjnych"?
Takie narzędzia niepomiernie wzmacniają motywacje adopcyjne rodzin zastępczych, które wcześniej mogły ich nigdy nie mieć, ale teraz w strachu idą do ośrodków adopcyjnych, żeby tylko ochronić dzieci przed szantażującym rodzinę systemem i kolejną dysrupcją w ich życiu. A potem przerywają dzieciom terapię i ucinają prywatne leczenie psychiatryczne, bo po adopcji nie ma już żadnego wsparcia od państwa, więc nagle Wojtek i Hanka mają piątkę adoptowanych dzieci, na których terapię traumy i rehabilitację ich już nie stać.
A co zaproponujecie Izie?
Nową rodzinę adopcyjną, choć jej matka biologiczna jest w kontakcie z dzieckiem i jest to kontakt dobrze osadzony dzięki rodzinie zastępczej, choć zarazem z góry wiadomo, że Iza nigdy nie wróci do mamy?
Adopcja i odcięcie kontaktu z mamą będą dla Izy lepsze?
Bo?
Takich dzieci w Polsce jest około 50 tysięcy, jak wynika ze sprawozdań Rady Ministrów. Pozostaną w rodzinach zastępczych do dorosłości. Nie dlatego, bo system jest niewydolny (choć ogólnie jest niewydolny, fakt), ale dlatego, bo skoro udało się dla nich znaleźć stabilne rodziny, to może niekoniecznie należy to niszczyć? Choć, jak zaraz pokażę, właśnie należy i tym dokładnie się zajmujemy. I kompletnie tego nie urefleksyjniamy.
*
Drzewiej, bardzo dawno przed wiekami, kiedy jeszcze Polacy byli Słowianami i składali ofiary Swarożycowi, dokładnie było to przed rokiem 2011, w polskiej praktyce prawnej istniało zjawisko zwane "rodziną zastępczą długoterminową".
Było to rozwiązanie dedykowane właśnie takim dzieciom, dla których powrót do rodziny biologicznej był niemożliwy, ale adopcja z różnych powodów nie była rozwiązaniem dobrym bądź realnym.
Bo były licznym rodzeństwem. Bo wychowywali je krewni. Bo miały rodziców bądź krewnych niezdolnych do przejęcia opieki bezpośredniej, ale jednak zdolnych do więzi i wsparcia z odległości. Bo system zatrzymał je ponad dwa lata w rodzinach zastępczych i powstały silne, terapeutyczne więzi z rodzicami zastępczymi, których zerwanie w imię 'adopcji' byłoby wtórną traumą dla tych dzieci. Bo wymagały stałych terapii, rehabilitacji i pomocy w leczeniu chorób przewlekłych, na co wiele rodzin zastępczych nie mogłoby sobie finansowo pozwolić po adopcji.
Te dzieci nie zniknęły po 2011 roku. One są nadal.
A potem, w roku 2011, powstała ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. I wtedy państwo polskie wpadło na doskonały pomysł.
Potraktuje dzieci jak zasoby i nazwie pieczę zastępczą "usługą czasową".
Zasoby mają do siebie to, że można nimi zarządzać: nadawać im różne kierunki i etykiety adresowe, wysyłać w podróże, optymalizować koszty. Zasobom robi się więc co pół roku zespoły, na których od nowa rozważa się, czy wypychamy dziecko po pięciu latach do adopcji czy nie. Oczywiście - dzieciom się o tym przypomina, żeby sobie smarkacze nie pomyślały, że skoro od kilku lat mieszkają z ciocią, tatą zastępczym, matką zastępczą, babcią czy wujkiem to są bezpieczne i znalazły miejsce na ziemi, którego teraz nikt im nie odbierze.
Bo, jak odkryto w duchu nowoczesnego zarządzania i jak wyjaśniła mi to rozbrajająco moja ówczesna koordynatorka rodzinnej pieczy zastępczej:
"Pani Aniu, no sorry, ale adopcja jest za darmo, a rodzina zastępcza kosztuje. No sorry, ale ja jestem urzędnikiem".
Te pieniądze, tysiąc złotych miesięcznie na dziecko w rodzinie zastępczej, to są duże pieniądze.
Warte rozpieprzania dzieciom stabilizacji. Regularnego odpytywania ich, czy już dojrzały i chcą mieć 'mamę i tatę'. Zupełnie jak gdyby od ośmiu lat mieszkały kątem u sąsiadów, a nie z matką i ojcem, tyle że zastępczymi. Z macierzystą ciotką, z ojczystym wujkiem.
Te pieniądze zasługują na próbę zabrania siostrzenicy ciotce, skoro rodzina adopcyjna uwolni państwo od świadczenia opiekuńczego, a ciocia - nie. Uzasadniają podzielenie piątki rodzeństwa na zgrabne sety - młodsi do adopcji, najstarsze do placówki, na uwolnione w ten sposób miejsca w rodzinie zastępczej wskoczą kolejne dzieci.
I najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że tę systemową przemoc wobec dzieci nazwie się działaniem w ich interesie, choć wszyscy wiedzą świetnie, co jest powodem rzeczywistym: arkusz kosztów w tabeli excelowskiej. I dużo, naprawdę dużo racjonalizacji.
Dokładnie z tego powodu nie mamy w polskim prawie pojęcia i celu 'stabilizacji dziecka w środowisku' (permanency), które ma na przykład Wielka Brytania, bo gdybyśmy je tam nieopatrznie wsadzili, musielibyśmy potem mierzyć się z bezmiarem własnej hipokryzji: intencjonalnie próbujemy wyrywać ustabilizowane już dzieci z bezpiecznych środowisk, bo chcemy przerzucić koszt na rodziny adopcyjne. A nie umiemy procedować spraw w sądach rodzinnych w 18 miesięcy, tu akurat analiza Adama Bodnara jest w całości trafna.
Nie rozumiem tylko dlaczego płatnikiem tych systemowych zaniedbań ma być dziecko i szlachtowanie mu biografii, i czemu biuro Rzecznika Praw Obywatelskich wchodzi w ten prawnoczłowieczy absurd jak w masło?
Po RPO spodziewałabym się dostrzeżenia w dziecku podmiotu i obywatela, a nie walizki. Dzieje się coś dramatycznie złego, kiedy instytucja zajmująca się pogłębianiem refleksji nad społeczną wrażliwością wobec praw obywatelskich, proponuje innowacyjność w postaci dalszego tłuczenia tego samego rozwiązania: utowarowienia relacji, urynkowienia dzieci.
Płynność nie musi być zagrożeniem, wiele dzieci stabilizuje się w patchworkach, modelach łączonych, na styku rodzin zastępczych i biologicznych. I na to też są badania.
Warunkiem, aby mogło się tak stać, jest po prostu danie dzieciom prawa do nazwania tej sytuacji stałą i zakorzenienia się w niej. A w przypadku dorosłych - zobowiązanie ich konkretnymi narzędziami prawnymi do tego, że jeśli już podejmują się pieczy długoterminowej to niesie to ze sobą określone konsekwencje. To nie tylko można zrobić, ale w wielu krajach jest to standardem.
W badaniach, na które powołują się autorzy apelu (acz bez bibliografii) najwidoczniej nie znalazła się dość istotna myśl (choć musiała się tam znaleźć, prawdopodobnie ją pominięto), że Polska jest jednym z niewielu krajów, który tak po prostu sobie zadekretował, że nie będzie prawnie rozpoznawać statusu rodziny zastępczej długoterminowej.
Bo nie.
Od 10 lat usiłuje to zjawisko rugować, zmuszać rodziny do adopcji, wyrywać z nich dzieci, ale jeśli już zupełnie się nie da - łaskawie pozwala im istnieć poza ustawą. Jednak nigdy nie pozwala im zapomnieć o tym, że są "usługą terminową".
I dzieciom też przypomina o tym systematycznie.
Nikt się nad tym nie pochyla.
Rodzinną pieczę długoterminową ma Wielka Brytania, i Kanada, i Australia. I Finlandia ją ma. I Szwecja. I Stany Zjednoczone także. Holandia, Belgia, Niemcy, Dania, aby wymienić część krajów UE.
Ale Polska nie.
I umówiliśmy się najwidoczniej, że przestaniemy dostrzegać tę nieobecność.
Szczerze mówiąc wolałabym porozmawiać o rozwiązaniach, których nigdy w Polsce nie zastosowaliśmy, a należałoby przynajmniej ich spróbować: o adopcji dofinansowanej, o mechanizmie analogicznym do brytyjskiego Special Guardianship Order.
A więc o - z jednej strony - realnej możliwości adopcji dzieci z licznych rodzeństw, z niepełnosprawnością, z chorobami przewlekłymi, które mogłyby pozostać w rodzinie zastępczej przekształconej w adopcyjną bądź zostać adoptowane przez nową rodzinę, ale jednocześnie utrzymać choć częściowe finansowanie. Tak zrobiła Nowa Południowa Walia, dzięki czemu rodziny zastępcze zaczęły adoptować dzieci mieszkające z nimi od lat. Wcześniej nie mogły tego zrobić, bo zwyczajnie nie było ich stać na finansowe odcięcie od państwa, za które zapłaciłyby dzieci (a do pieczy z reguły nie trafiają dzieci zdrowe) obniżeniem standardu zdrowotnego, terapeutycznego i bytowego.
A z drugiej strony o takim wzmocnieniu długoterminowej rodziny zastępczej, że jej zawiązanie staje się prawnie niemal równie brzemienne w skutki jak adopcja, podobnie jak rozwiązanie - ten mechanizm powoduje, że rodzinami długoterminowymi zostają rodziny posiadające jasność do co dożywotniej odpowiedzialności za dziecko.
No ale w Polsce mamy zamiast tego kultywację fikcji.
I najwidoczniej nie umiemy się wydźwignąć z kolein myślowych, choć jesteśmy w tych koleinach raptem od dziesięciu lat.
Tak krótko, a tak cholernie weszło nam to już w krew, że z łatwością przychodzi nam napisanie, że "piecza zastępcza jest usługą terminową", która powinna zakończyć się adopcją lub reintegracją, choć dla pięćdziesięciu tysięcy dzieci tak się nie stanie. One nadal pozostaną w ustawowym zawieszeniu, bez przyznania im prawa do stałości w rodzinie zastępczej.
I nadal będą co jakiś czas pytane, czy już zdecydowały się na "prawdziwych rodziców".
No i już, można dokończyć tę kawę.