Biuletyn Informacji Publicznej RPO

Mam 95 lat i jestem jednym z ostatnich powstańców warszawskich. Pod koniec życia za przelaną krew dla Polski, za pracę zawodową i społeczną zostałem nagrodzony dezubekizacją. Czuję się tak, jakbym został spoliczkowany.

Data:

Do Biura RPO wpłynęło już około tysiąca stu skarg wniosków osób, które straciły lub tracą prawo do emerytury/renty na podstawie tzw. „drugiej ustawy dezubekizacyjnej” uchwalonej 16 grudnia 2016 r.

Ludzi ci skarżą się na niesprawiedliwe potraktowanie – zostali objęci odpowiedzialnością zbiorową. Ustawa ignoruje ich osobiste losy, to, co rzeczywiście robili, a także ich zasługi dla państwa – jeżeli pracowali w jednostkach podległych resortowi spraw wewnętrznych przed 1990 r., to ich świadczenie zostaje automatycznie obniżone – nie będzie mogło przekroczyć średniej emerytury w ZUS, a w wielu wypadkach  zostanie sprowadzone do ustawowego minimum (przykłady działania ustawy można znaleźć tu: https://www.rpo.gov.pl/pl/content/rpo-wypracowuje-stanowisko-w-sprawie-drugiej-ustawy-dezubekizacyjnej%E2%80%9D).

21 sierpnia wpłynęło kolejne pismo. Jego autor zgodził się na upublicznienie wniosku, bo dobrze pokazuje on, czego ustawa nie bierze pod uwagę stosując automatyczne kryteria oceny:

„Mam 95 lat i jestem jednym z ostatnich powstańców warszawskich. Pod koniec życia za przelaną krew dla Polski, za pracę zawodową i społeczną zostałem nagrodzony dezubekizacją. Czuję się tak, jakbym został spoliczkowany.

Ojciec mój był w wojskach gen. Hallera, walczył z bolszewikami i był odznaczony Krzyżem Walecznych. W 1940 r. został aresztowany przez Gestapo i zginął w obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Ja przedostałem się do Warszawy i w 1943 r. zostałem zaprzysiężony jako żołnierz Armii Krajowej w „dywizjonie 1806", który był oddziałem konspiracyjnym 1 pułku strzelców konnych.

W czasie Powstania Warszawskiego walczyłem w batalionie „Ruczaj". Zostałem ciężko ranny na polu walki. Później był lazaret dla jeńców wojennych w Zeithain, długie 5 miesięczne leczenie i Stalag IV B w Muhlbergu.

Do kraju, ze względu na obawę przed aresztowaniem przez NKWD wróciłem w 1946 r.

Po studiach medycznych pracowałem w szpitalu jako chirurg. Bez przesady uratowałem życie około 500 chorym. Ze względu na bardzo wyczerpującą pracę w ciągłym ostrym dyżurze, po kilkunastu latach zdecydowałem się na porzucenie oddziału chirurgicznego i zostałem kierownikiem Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego.

Wreszcie ze względu na nie najlepszy stan zdrowia przyjąłem posadę lekarza w przychodni MSW.

Byłem głęboko przekonany, że każdy lekarz powinien leczyć ludzi bez względu na ich pochodzenie, czy też na ich poglądy polityczne. W przychodni tej przepracowałem 10 lat i w wieku 60. lat uzyskałem rentę.

Później do 70. roku życia pracowałem na 1/2 etatu w Przychodni Chirurgicznej PKP. Praca w Przychodni MSW nie uchroniła mojej córki, która nie mogła się dostać na studia, bo krążył za nią „wilczy bilet".

W 1989 r. zostałem jednym z założycieli Koła Żołnierzy AK w mojej miejscowości. W latach 2010-2012 byłem prezesem tego koła, a później w uznaniu mojej pracy zostałem mianowany przez wojewódzki Zarząd Okręgu AK prezesem honorowym i odznaczony Medalem za Zasługi dla Światowego Związku Żołnierzy AK.

I teraz niezgodnie dwoma  zasadami prawa poddany zostałem odpowiedzialności zbiorowej i tzw. dezubekizacji.

A ja nawet nie należałem do PZPR ani do żadnej pokrewnej partii.

Proszę zwrócić uwagę na fakt, że ciągle jestem w Polsce wrogiem. Najpierw byłem żołnierzem AK „zaplutym karłem reakcji" i osobistym wrogiem towarzysza Bieruta i Stalina, a teraz jestem wrogiem Narodu i osobistym wrogiem, ale czyim?” – napisał autor wniosku.

Autor informacji: Agnieszka Jędrzejczyk
Data publikacji:
Osoba udostępniająca: Agnieszka Jędrzejczyk