Prawa człowieka widziane z perspektywy różnych pokoleń
Prawa człowieka mają charakter uniwersalny, jednak rozumienie i zastosowanie podlega zmianie w czasie, jest zależne od wielu czynników politycznych, gospodarczych, społecznych a także pokoleniowych. Każda generacja współtworzy tę ideę, uczy się ją chronić jednocześnie wnosząc nowe wartości.
Relacja na gorąco
Kiedy prawa człowieka przestały być dla Państwa przedmiotem szkolnym, a stały się naprawdę? Czy prawa człowieka mogą być narzędziem tworzenia wspólnoty, czy tylko obrony indywidualnych praw? – pytał panelistów moderator Jakub Janiszewski.
LATA 30. Marian Turski (historyk i dziennikarz, przewodniczący Rady Muzeum Historii Żydów Polskich): Kiedy w moim życiu pojawił się problem praw człowieka? Przed wojną, w gimnazjum. Jako Żydzi nie mieliśmy prawa wstępu na basen prowadzony przez YMCA (Związek Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej).
A potem, po nocy kryształowej (9.11.1938), kiedy obywatele niemieccy żydowskiego pochodzenia byli wypędzanie z Niemiec, zrozumiałem, że stało się to dlatego, że ludzi ci zostali pozbawieni praw. A jak mówiła Hannah Arendt, żeby zabić Żyda, trzeba było najpierw pozbawić go praw obywatelskich. Krok po kroku.
Marian Turski opowiadał też o łamaniu praw człowieka na w południowych stanach USA w latach 60. – Największymi rasistami byli zwykli ludzie. Bo dla nich kolor skóry definiował ich godność.
LATA 60. I LATA 90. Karol Modzelewski, historyk mediewista, działacz opozycji w okresie PRL.: Chcecie historii z naszego życia? Proszę bardzo. Kiedy zaczynaliśmy knuć z Jackiem Kuroniem, Andrzej Drawicz powiedział nam „Każde pokolenie ma prawo brać w d… tyle razy, ile zechce”. To było pierwsze prawo człowieka, z jakim się zetknąłem.
A kiedy rząd Tadeusza Mazowieckiego, rząd, który nazywaliśmy naszym, wprowadzał reformy i szukał sposobu ograniczenia oporu załóg dużych zakładów pracy, jako senator zacząłem protestować. Nie sam. Wtedy powiedziałem – może nieco naciągając – że prawo do strajku to prawo człowieka, dlatego załoga może tworzyć komitet strajkowy, a prawo do decydowania o strajku nie nalezy tylko związku zawodowego (na mocy procedowanej zmiany komitety strajkowe miały to prawo w zasadzie stracić).
- I tu macie Państwo odpowiedź na pytanie, czy prawa człowieka mogą być narzędziem tworzenia wspólnoty.
A co było z poprawką? Do projektu Senat zgłosił poprawkę. Sejm ją odrzucił – akurat głosami posłów z „Solidarności” – powiedział prof. Modzelewski
LATA 70. Danuta Przywara, prezeska Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: Doświadczeniem mojego pokolenia było uczenie się praw człowieka i odkrywanie, jak fasadowo traktowane są prawa zapisane w konstytucji PRL. Jak ważne było dla nas ratyfikowanie Międzynarodowych Paktów Praw Człowieka przez kraje obozu „socjalistycznego” i ustalenia Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie przyjęte w Helsinkach w 1975 r. To wtedy powstały pozarządowe ruchy helsińskie. Godność człowieka leżała wtedy u podstaw ruchów opozycyjnych.
Kiedy 13 grudnia 1981 r. wprowadzono stan wojenny, dobrze poznaliśmy, co to znaczy być pozbawionym praw. Ale też o te prawa mogliśmy się upominać. To dlatego nasza generacja jest tak przywiązana praw człowieka, do konstytucyjnej kontroli legislatury, do trójpodziału i wzajemnego kontrolowania się władz, do niezależności sądownictwa (mam świadomość , jak to dzisiaj brzmi)
WSPÓŁCZESNOŚĆ. Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny LIBERTÉ!: Prawda jest taka, że nie interesuję się prawami człowieka. I powiem Wam, dlaczego. Prawa człowieka są tylko środkiem – narzędziem obrony wolności człowieka. Przydają się w sytuacjach krytycznych, kiedy stawką są rzeczy podstawowe.
I jeśli o czymś warto rozmawiać, to o tym, co zrobić, by prawa człowieka nie były abstrakcją. By oznaczały prawa bliźniego. Cóż nam bowiem po wielkich zapisach, skoro nie dajemy praw uchodźcom?
Dla mnie prawa człowieka to ty. Ty, który możesz wylądować w obozie dla uchodźców na drugim krańcu ziemi, gdy na twój dom spadły bomby.
W tym sensie prawa człowieka są wspólnotowe – bo dotyczą ciebie. Nikt nie może być pewien swoich praw, jeśli odmawia ich innym.
Augusta Featherston, Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE w Warszawie, odpowiedzialna za promowanie uczestnictwa młodych ludzi w procesach politycznych: Jestem Amerykanką wychowaną w Niemczech do 10. roku życiu. Pamiętam, jak telewizja pokazywała upadek muru berlińskiego. Rozumiałam, że to coś bardzo ważnego – choć wydawało mi się, że tych niezwykłych czynów dokonują bardzo starzy ludzie. Choć tak naprawdę bardzo młodzi ludzie.
Kluczowy dla praw człowieka jest właśnie udział młodych ludzi. Tymczasem współczesna demokracja młodych nie zauważa, nie kieruje do nich przekazu, nie zauważa, co dla nich ważne. Traktuje ich jak biernych odbiorców decyzji, a nie nowych aktywnych liderów. Nie dziwmy się więc, że młodzi nie interesują się życiem publicznym, nie włączają się w demokratyczne struktury, choć mają do tego tyle nowych inspirujących narzędzi. Bo to młodzi są online, a nowe technologie są wyzwaniem dla demokratycznych społeczeństw.
Cristi Mihalache, OBWE, opowiadał o doświadczeniu w komunistycznej Rumunii w rodzinie romskiej. O opresji dotyczących wszystkich i dyskryminacji dotyczącej Romów.
Aleksandra Chudaś, działaczka na rzecz aktywności obywatelskiej, aktualnie jako kierownik w Zwolnionych z Teorii: Prawa człowieka są dziełem wspólnoty. To, co nam dolega, to to, że tracimy wspólnotę. I dlatego tracimy prawa człowieka. Zapewne wynika to ze zmian w mediach, bo coraz większe znaczenie mają z jednej strony przekazy radykalne, a z drugiej – informacje od osób takich jak my. W ten sposób przestajemy się czuć częścią wspólnoty.
Jakub Janiszewski: podsumowując - Konstytuujące jest doświadczenie wspólnoty, które tracą swoje prawa – ale i uświadomienie sobie prawa do buntu. Ale także świadomość tego, że prawa, które tracimy, są gdzieś zapisane
Danuta Przywara: Młodzi traktują prawa człowieka jako coś oczywiście danego. Dopiero utrata tych praw może ich mobilizować. Ale my musimy szukać nowego kodu dotarcia do młodych z przesłaniem i wyjaśnienie, co można robić.
Aleksandra Chudaś: Tak, młodzi są przyzwyczajeni do praw człowieka. Uważają je za oczywistość. Niestety, tak jak to tutaj mówiono, prawa traci się krok po kroku. Możemy się obudzić za późno.
Cristi Mihalache: Młodzi mogą i potrafią reagować. Kluczowy staje wspólnotowy przekaz, historie łączące pokolenia, aktualne dziś. Organizacje watchdogowe będą zawsze potrzebne, a młodzi to potrafią.
Karol Modzelewski: Nie wierzycie w zaangażowanie młodych w prawa człowieka? A przecież pokolenia wcześniejsze też w zasadzie nie miały „prawa” się w to zaangażować. A jednak się zaangażowały, więc ten pesymizm jest może przesadzony.
Gdy autorytaryzmy są w natarciu, warto się zastanowić nad tym, bo to nie dzieje się bez powodu. Ale, jak mówił prof. Modzelewski, zacznijmy od tego, by nie nazywać tych systemów autorytarnymi, bo to niezrozumiałe słowo, może być odbierane jako dowód wywyższania się elit. Warto pamiętać, że dyktatury na ogół chowają się za demokratycznym sztafażem.
Z sali padło pytanie o to, dlaczego samorządy tak słabo włączają młodych w działania partycypacyjne. W Lubuskiem, skąd przyjechała uczestniczka Kongresu, to się świetnie udaje.
- Bez dowartościowania zaangażowania, patriotyzmu, który przemawia do młodych, niewiele zmienimy. Zacznijmy wymagać – odpowiadała Leszek Jażdżewski.
- Młodzi są gotowi i przygotowani. To samorządy gotowe nie są – komentowała Danuta Przywara. Ale Aleksandra Chudaś zaprotestowała: Młodzi nie są przygotowani. Ale mogą się uczyć, jeśli nich się do tego zachęci. Niestety, system edukacji uczy bierności.
Zgodził się z tym Karol Modzelewski: nasza szkoła oducza stawiania pytań. Uczy odpowiedzi na pytania.
Adam Bodnar z sali: Dlaczego młodzi zaangażowali się w protesty w lipcu. Co wtedy było dla nich ważne?
Aleksandra Chudaś: Wszyscy się nad tym zastanawiamy. Ale może tak być, że generalnie młodzi nie chcą być wciągani w rozgrywki starszych. Lipiec był oddolny i spontaniczny, więc nie był wpisany w tę tradycyjną dynamikę politycznego sporu. Młodzi mogli wyjść na ulice, bo nie obawiali się zaklasyfikowania po jednej czy drugiej stronie. Teraz tego już nie ma. Weta prezydenta osłabiły impet, a na kolejnych manifestacjach pojawili się partyjni liderzy.
Adam Bodnar do Leszka Jażdżewskiego: Czy nasze pokolenie, przyzwyczajone do dobrobytu, nie weszło przypadkiem na ścieżkę „małej stabilizacji”?
Jażdżewski: Nasze pokolenie jest liberalne i proeuropejskie, bo ma doświadczenie wyjścia z komunizmu. Ale to pokolenie niewykorzystane. Dobrze się zapowiadaliśmy, czekaliśmy – i przypadł nam los średniaków. Być może ta władza musi nam zabrać to, co dla nas ważne, by nastąpił przełom?