Kim jest suweren? Elektorat, naród, demokracja w zmieniającym się języku debaty publicznej. Sesja 2 III KPO
- Społeczeństwo polaryzuje się coraz bardziej, a z nim język naszej debaty publicznej. Polaryzacja języka pogłębia zaś podziały w społeczeństwie. Czy mamy jeszcze szansę na wyjście z tego koła?
- Musimy spojrzeć na język debaty i zmianę, która zaszła, z dwóch perspektyw - dziennikarskiej (reporterzy jak współtwórców debaty) oraz socjologicznej (znaczenie języka i jego wpływ na rzeczywistość polityczną i społeczną). Punktem wyjścia do naszej rozmowy powinna być jednak perspektywa historyczna. Musimy sprawdzić co się zmieniło i jaki będzie to miało na nas wpływ.
- Zmiana nie nastąpiła a dnia na dzień, od kilku lat różne strony debaty, politycy różnych ugrupowań i różne media zaostrzają swój język. Powstają neologizmy, głównie by określić oponentów politycznych lub konkretne grupy osób. Jednocześnie do naszej debaty weszły zwroty nowe, które początkowo były neutralne, ale nigdy nie zostały sprecyzowane.
- Słowo „suweren” po tej kongresowej debacie powinno stać się dla nas wszystkich wyrzutem, bo sposób, w jaki jest używane odzwierciedla wszystkie złe cechy naszej rzeczywistości: nie tyko autorytarną koncepcję władzy i prymitywizm w podejściu do bliźniego, ale i wojnę ludzi ważnych wytoczoną tym, którzy nie mają prawa zabierać głosu. W końcu zaś staje się wehikułem mowy nienawiści.
- Paneliści pokazali jednak także, jak rozbrajać tę tykającą minę podłożoną pod „suwerena”: trzeba reagować na złe używanie słów. Ale to MY to mamy robić, a nie nieokreśleni ONI
Język naszej debaty publicznej zmienia się niepokojącym kierunku. Coraz częściej zamiast informacji niesie wrogość, a zamiast służyć porozumieniu umacnia podziały. Jeśli chcemy to zmienić, musimy odbudować pozytywne myślenie, używać słów, które lepiej wyrażają nasze dobre intencje. Należy dyskutować, zanim będzie za późno i w ogóle przestaniemy ze sobą rozmawiać.
Wiele tez na temat języka debaty zostało już postawionych, ale czy wszystkie są słuszne?
Czy faktycznie język debaty publicznej zaostrzył się? Jeśli tak, czy dotyczy to wszystkich opcji politycznych? Jak ta zmiana może wpłynąć na społeczeństwo i język używany na co dzień?
Podczas sesji dyskutowali wybitni socjolodzy, historycy i dziennikarze:
- Dr hab. Agnieszka Kampka - badaczka języka, socjolożka, autorka książki “Debata publiczna. Zmiany społecznych norm komunikacji”.
- Prof. Piotr Osęka - historyk, publicysta, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN. Zajmuje się dziejami politycznymi i społecznymi PRL.
- Prof. Iwona Jakubowska-Branicka – socjolożka, specjalizuje się w problematyce dotyczącej teorii demokracji współczesnej, praw człowieka, psychologii polityki i socjotechniki propagandy politycznej.
- Katarzyna Sadło „Kataryna” – blogerka i komentatorka polityczna, której tożsamość przez długi czas pozostawała anonimowa. Publikuje głównie w internecie oraz aktywnie prowadzi dyskusję na Twitterze.
Dyskusję moderował dr Jacek Kołtan, socjolog z Europejskiego Centrum Solidarności.
We the people. Kim jest suweren?
Słowo „suweren” pojawiło się w debacie publicznej podczas kampanii związanej z wyborami parlamentarnymi, w wakacje 2015 roku. Pojęcie to właściwie nigdy nie zostało sprecyzowane, domyślnie oznaczać ma jednak ogół obywateli/mieszkańców kraju lub ogół wyborców. W założeniu mówiących suweren ma zazwyczaj jednolite poglądy na kwestie społeczne, takie jak religia, kultura czy wsparcie państwa.
Jak wynika z analizy najczęstszych zapytań do przeglądarki Google (Google Trends) słowo ‘suweren’ zaczęło coraz częściej pojawiać się w debacie publicznej od 2015 roku i wprowadziło wiele wątpliwości użytkowników. Ludzie częściej wpisują w przeglądarki pytania takie jak “co to jest suweren?” w związku z głośnymi wydarzeniami, np. czarnym protestem lub reformą sądownictwa.
W jakim celu są używane tego rodzaju zwroty – by włączyć ogół społeczeństwa i wzmocnić poczucie społeczeństwa na wpływ na demokrację, czy wręcz przeciwnie, by wykluczyć pewne grupy?
Czy hejt i dyskryminacja przenikają do debaty publicznej?
Granicą dla swobody wypowiedzi jest godność drugiego człowieka. Przekraczają ją ci, którzy w przestrzeni publicznej posługują się nienawiścią i pogardą. Możemy się przed nimi obronić, tylko wspólnie musimy poczuć się strażnikami tej granicy.
Po śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza rozpoczęliśmy nowy rozdział rozmowy o debacie publicznej. Czy język stosowany przez polityków i media przyczynił się do tej tragedii? Nie ma na to pytanie prostej i jasnej odpowiedzi, tym ważniejsza jest refleksja na ten temat. Na pewno jednak to wydarzenie wywołało głębszą dyskusję na temat języka.
Rzecznik od lat, w związku z kolejnymi niepokojącymi wypowiedziami apeluje by zastanowić się nad językiem, którego używamy. Inicjuje debaty i akcje społeczne (np. Okrągły Stół ws. Mowy Nienawiści, debaty na Akademii Sztuk Przepięknych Pol’and’Rock). W kontekście Jurka Owsiaka i mowy nienawiści kierowanej do WOŚP RPO apelował by odwrócić trend akceptacji czy obojętności dla hejtu. By stworzyć modę na krytykę tego typu ekspresji.
Wielokrotnie twórcy debaty są po prostu niewrażliwi i, próbując zyskać większą popularność, odwołują się do języka przerysowanego i ostrzejszego. RPO wielokrotnie zwracał uwagę na potrzebę używania języka wolnego od stereotypów i uprzedzeń.
Szczególnie trudna okazała się w tym kontekście kampania profrekwencyjna „Nie świruj – idź na wybory”, która – niezamierzenie – była wycelowana w osoby chorujących psychicznie. Język stosowany wobec osób z niepełnosprawnością psychiczną i innych osób z niepełnosprawnościami powinien służyć włączeniu tych osób do społeczeństwa oraz przezwyciężaniu negatywnych stereotypów, nie zaś pogłębiać ich dyskryminację. Język używany w stosunku do przedstawicieli grup narażonych na dyskryminację niezmiennie obrazuje poziom debaty publicznej w demokratycznym państwie, a nadużycia dotyczące osób z zaburzeniami psychicznymi stanowią szczególny rodzaj radykalizacji języka publicznego
Język demonstracji publicznych. Czy podczas zgromadzeń można więcej?
Kolejnym ważnym aspektem jest język stosowany przez uczestników i organizatorów zgromadzeń. Od lat narasta w Polsce problem mowy nienawiści i ksenofobii wobec cudzoziemców. Niechęć do nich jest często wyrażana podczas ważnych rocznic państwowych. Rzecznik zwracał też uwagę na coraz częściej pojawiające się w przestrzeni publicznej symbole i treści rasistowskie, faszystowskie, a nawet nazistowskie - odwołujące się wprost do ideologii III Rzeszy.
RPO wielokrotnie sygnalizował Komendantowi Głównemu Policji zaniepokojenie nasilającymi się przejawami postaw rasistowskich i ksenofobicznych. W efekcie końcowym przybierają one postać przemocy fizycznej i werbalnej wobec cudzoziemców, ale także obywateli polskich o różnym pochodzeniu narodowym czy etnicznym i wyznawców różnych religii. Takie zachowania przekraczają dozwoloną wolność wypowiedzi a policja każdorazowo powinna na nie reagować. Niestety nie jest to normą.
Również druga strona sceny politycznej potrafi być jednak niewrażliwa. Przykładem może być wypowiedź Władysława Frasyniuka podczas jednego z ostatnich zgromadzeń, której celem było obrażenie wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Należy jednak podkreślić, że wypowiedź ta nie miała charakteru mowy nienawiści. Nie można się jednak zgodzić na publiczne wypowiedzi, które poprzez treść lub formę mogą dążyć do wywołania u odbiorców uczucia wrogości czy nienawiści. Niestety, takich wypowiedzi pojawia się w przestrzeni publicznej coraz więcej.
Rzecznik w związku z tą wypowiedzią apelował do uczestników wszystkich demonstracji i zgromadzeń publicznych, jak również do polityków, o powściągliwość w wyrażaniu emocji, unikanie mowy nienawiści oraz ograniczenie zachowań i gestów, które mogłyby prowokować przemoc. Jesteśmy i będziemy społeczeństwem pluralistycznym. W naszym wspólnym interesie jest to, abyśmy – szanując wolność słowa – zadbali o kulturę zgromadzeń i wystąpień publicznych.
Na panelu zobaczyliśmy „suwerena” w nowym świetle
Uczestnicy debaty pokazywali bowiem korzenie obecnego stanu debaty publicznej. Piotr Osęka mówił o kilkudziesięcioletnim rodowodzie pojęcia Narodu-Klasy Robotniczej-Suwerena, którego władza używa do zamykania debaty publicznej. Już po zamachu majowym z 1926 r. stworzono pojęcie „narodu”, który „maszeruje razem z wojskiem za swoim wodzem”, a więc nie dyskutuje, nie różni się, nie krytykuje. Na tych samych hasłach i w tej samej kulturze politycznej powstaje koncepcja „ludu pracującego miast i wsi”, który nie zawiedzie swojego przywódcy towarzysza Bieruta. Postrzeganie społeczeństwa i suwerena – klasy robotniczej – jako monolitu, w imieniu której wypowiada się rządząca partia, utwierdza się w PRL. Dopiero wybory 1989 r. pokazują, jak fałszywa jest ta koncepcja. Polska kultura wraca do korzeni – do sytuacji z 1919 r.
Dr hab. Agnieszka Kampka zwróciła uwagę na zmianę kulturową polegającą na unifikacji form przekazu. Kiedyś forma wypowiedzi zależała od okoliczności, teraz nie dostosowujemy do nich formy wypowiedzi. To rodzi niepokojące przekonanie, że wszędzie można powiedzieć wszystko i nic nie podlega ocenie. Prof. Kempka mówi jednak, że oceniać można: trzeba pytać o cel wypowiedzi. Skoro celem debaty publicznej jest poznawanie poglądów – innych osób, ale także swoich (bo swoje stanowisko tak naprawdę poznajemy w konfrontacji z innymi z innymi). Zatem zła jest wypowiedź, która zniechęca do zabierania głosu innych, zła jest nieszczerość, mniejszym złem jest zaś niezgrabność wypowiedzi.
Katarzyna Sadło, Kataryna pokazała inny kontekst problemu: niezależnie od formy i treści politycznej prawo do zabierania głosu było od lat zarezerwowane dla osób o odpowiednim statusie – z nazwiskami, stanowiskami, tytułami. I sam fakt zabierania głosu przez „zwykłych ludzi” był powstrzymywany pojęciami wykluczającymi – odbierającymi podmiotowość i indywidualne cechy: wykluczanie słowami: „moherowe berety”, „zoologiczny antykomunizm”, „hołota gardłująca w internecie” (jako określenie osób, które poparły tzw. listę Wildsteina). - Znaleźliśmy się w tym miejscu, w jakim jesteśmy, bo nie reagowaliśmy na tamte wykluczenia. Teraz wykluczani są inni - zauważyła.
Sadło przypomniała rolę forum „Gazety Wyborczej”, które zaraz po 2000 r. było otwarte i pozwalało się spotykać ludziom bez „medialnego” statusu - obywatelom, którzy mieli zdanie w konkretnej sprawie. W tej facie rozwoju polskiego internetu debata się zdemokratyzowała. Media „zwykłych ludzi” frustrowały jednak „ludzi niezwykłych”, medialny mainstream. Frustracja rodziła konflikt – dziś internet jest pełen okrzyków na nieistotne tematy, a nie – jak w przeszłości - istotnych wypowiedzi ludzi bez statusu.
Czy zatem to słowo „suweren” jest kluczem? Sadło uważa, że jest to po prostu ładne określenie na techniczny termin „większość sejmowa”. Wygląda na to, że w słowie tym koncepcja polityczna, zmiana kulturowa i wojna internetowa ważnych z nieważnymi.
I tak dochodzimy do mowy nienawiści. Prof. Iwona Jakubowska-Branicka pokazała, jak słowa używane do zdobywania i utrzymywania władzy i statusu nabierają właściwości przerażających i stają się nośnikiem mowy nienawiści. Stają się słowami kategoryzującymi świat, nabywają mocy sprawczej, niosą przemoc. Mówiła też o tym, jak prawo definiuje przekraczanie granic przez słowa.
Pytanie jednak, czy rozwiązaniem jest prawny zakaz i kara – czy po prostu nie podejmowanie debaty na skażonym nienawiścią poziomie. Zebrani podkreślali, że kluczem jest reakcja – a nie kara. To jest zadanie dla wszystkich. Zwłaszcza że debata to nie jedyna forma kontaktu. Jest też dialog publiczny.
Gdy uczestnicy panelu upewniali się o potrzebie owierania na innych ludzi, w foyer Kongresu trwała "kanapowa debata" z cyklu porozmawiaMY o tym, jak mówić, by nie zaprzeczać swoim wartościom. O tym, że to samo można powiedzieć różnie - i albo utwierdza się człowieka w lęku, czy wywołać poczucie bezpieczeństwa i otwarcie na świat. A noszenie koszulek z napisem "zdradzieckie mordy" świadczy o dowcipie i sarkazmie, ale jest głęboko raniące. To komunikat sprzeczny z wartościami, jakie chcemy promować.