O patostreamingu - prawnicy, naukowcy, przedstawiciele władz, organizacji pozarządowych i firm technologicznych, youtuberzy i dziennikarze
Jak zmierzyć się ze zjawiskiem patostreamingu? RPO zorganizował w swoim Biurze w Warszawie okrągły stół w tej sprawie. W spotkaniu uczestniczyła wiceminister cyfryzacji Wanda Buk, oraz 30 innych ekspertów.
- Patostreaming to pokazywanie przemocy i wulgarnych treści, niekiedy będących łamaniem prawa, po to, by oglądający to przez internet widzowie płacili nadawcy. W Polsce w ostatnich latach zjawisko nasila się w sposób nie znany w innych krajach
- To wulgarne, poniżające materiały, często pełne przemocy fizycznej i słownej, nierzadko nagrywane pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających z lekceważeniem prawa i zasad współżycia społecznego.
- Mają dużą oglądalność, a ich nadawcy na tym zarabiają. Dostają też pieniądze za to, że zrobią coś odrażającego czy okrutnego: może to być znęcanie się nad osobą bliską, bicie, poniżanie….
- Mogą to oglądać dzieci, często bez wiedzy rodziców o istnieniu takiego zagrożenia
Zjawisko jest stosunkowo nowe, ale powstało na ten temat kilka reportaży[1]. Rzecznik dostał dopiero jedną skargę (od sąsiadów nadawcy takich treści, czyli patostreamera). Nie ma takich skarg resort cyfryzacji, Ministerstwo Sprawiedliwości szuka na razie narzędzi do opisu problemu. Ale o skali zjawiska alarmują organizacje pozarządowe, wychowawcy, psychologowie, badacze społeczni.
- Coraz więcej osób zwraca uwagę na mowę nienawiści i się jej sprzeciwia. Patologiczne treści w internecie często idą dalej – naruszają nietykalność cielesną innych osób, promują przemoc, utrwalają negatywne stereotypy. Najczęściej dostępne są na popularnych platformach bez ograniczeń wiekowych. Zorganizowaliśmy w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich spotkanie ludzi, dla których punktem wyjścia jest godność jako nienaruszalna podstawowa wartość. Patostreaming jest jaskrawym przykładem łamania godności i nie ma na to naszej zgody w przestrzeni publicznej jaką jest Internet – mówi Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, inicjatorka spotkania, odpowiedzialna w BRPO za strategiczne postępowania sądowe.
Z dyskusji wynikało, że patostreaming jest zjawiskiem, które na tak szeroką skalę pojawiło się tylko w Polsce. Przedstawiciel Google’a podkreślał, że podobnych zgłoszeń firma nie ma z innych krajów. Prawdopodobnie więc zjawisko to jest skutkiem głębszych procesów zachodzących w naszym społeczeństwie, na co wskazywali też inni uczestnicy spotkania. Przemoc i agresja słowna obecna jest przecież nie tylko w internecie i nie tylko w formach „ludowych” – dziennikarze i politycy nie stronią od agresywnych komentarzy, programy typu „reality show” są nadawane w dużych stacjach telewizyjnych, przemoc i mowa nienawiści jest częścią kultury masowej i debaty politycznej. Większość z nas przestaje na to reagować, przyzwyczaja się,
Zebrani ustalili więc, że choć prostych rozwiązań tu nie będzie, to na pewno skuteczna okaże się współpraca i wskazywanie konkretnych rozwiązań, które krok po kroku mogą zmierzać do ograniczenia zjawiska patostreamingu. Kluczowe znaczenie ma tu współpraca, a rola trzeciego sektora jest nie do przecenienia, co podkreślali przedstawiciele władz.
- Trzeba wykorzystywać istniejące rozwiązania prawne i uczyć się z nich korzystać
- Musimy uczyć się reagować na przemoc i patologię w internecie. Ci, którzy się na internecie znają, powinni w tym wspierać rodziców i wychowawców oraz pomoc społeczną
- Trzeba się nauczyć problem opisywać w mediach tak, by nie przysparzał złej sławy twórcom patostreamingu, bo oni żywią się tą złą sławą
- Trzeba utrudniać dostęp do tych treści – ale też i zarabianie na nich (i pokusę sponsorowania patostreamingu)
To tylko pierwsze propozycje – kolejne zostaną wspólnie wypracowane na podstawie dwugodzinnej dyskusji w Biurze RPO. Prowadzili ją zastępca RPO i mec. Zuzanna Rudzińska Bluszcz, a wzięli w niej udział:
- Wanda Buk, wiceministra cyfryzacji
- Jan Kostrzewa dyrektor Departamentu Cyberbezpieczeństwa w Ministerstwie Sprawiedliwości
- Marcin Olender, Google
- Michał Białek, Wykop.pl
- Alek Tarkowski, Centrum Cyfrowe
- Marcin Bochenek, Państwowy Instytut Badawczy
- Maciej Tanaś, NASK, doradca RPD
- Karol Paciorek, youtuber:
- Maciej Budzich, blogger
- Artur Kurasiński, blogger
- Kamil Bolek, Lifetube
- Wojciech Kardyś, Goog for you
- Konrad Dulkowski i Rafał Gaweł, Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich
- Łukasz Wojtasik i Marta Wojtas, Dajemy Dzieciom Siłę
- Rafał Szymański, Porcelanowe aniołki
- Krzysztof "Ator" Woźniak", blogger
- Dominika Bychowska-Siniarska, HFPC.
- Ludmiła Ananikova, Gazeta Wyborcza
- Maciej Młynarczyk, Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga Północ
- Grażyna Stanek, prokurator w ss, Lex Superomnia
- Maria Rotkiel, psycholożka
- Marcin Zimoń, Komenda Stołeczna Policji,wydział prewencji
- Agata Malinowska, pełnomocniczka Komendanta Stołecznego Policji ds. Praw Człowieka.
- A także przedstawiciele BRPO: Michał Hara, Piotr Sobota, Agnieszka Jarzębska i Joanna Jakubczak a także Dariusz Supeł, który oprócz tego, że w pracuje w BRPO jest także wychowawcą i przewodniczącym ZHP.
Gdy przedmiotem przekazu jest zdarzenie mogące wypełniać znamiona czynu zabronionego (np. znęcanie, pobicie):
Eksperci BRPO zwracają uwagę na dostępne już przepisy. W przypadku patostreamingu policja powinna prowadzić czynności sprawdzające, czy zachodzi podejrzenie zaistnienia przestępstwa lub wykroczenia
Problem polega na tym, że przedmiotem patostreamów często są zachowania stanowiące przestępstwa ścigane z oskarżenia prywatnego albo na wniosek (znieważenie, zniesławienie, naruszenie nietykalności cielesnej, zniszczenie cudzej rzeczy). Może być też tak, że prezentowane w patrostreamie treści są zainscenizowane lub nie odpowiadają deklaracjom ich autorów (np. mieszane substancje są inne od deklarowanych). Wtedy można ewentualnie rozważyć odpowiedzialność z art. 286 § 1 k.k. Spełnione są bowiem wszystkie trzy przesłanki zaistnienia przestępstwa oszustwa (działanie w celu uzyskania korzyści majątkowej, wprowadzenie innej osoby w błąd i doprowadzenie jej do niekorzystnego rozporządzenia mieniem).
Gdy sam przekaz może wypełniać znamiona czynu zabronionego:
Możliwe jest ściganie takich czynów, popełnionych za pośrednictwem internetu
Pozwalają na to
– art. 52a kodeksu wykroczeń (publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa, publiczne nawoływanie do przeciwdziałania przemocą aktowi stanowiącemu źródło powszechnie obowiązującego prawa, publiczne pochwalanie popełnienia przestępstwa)
– art. 141 k.w. (dopuszczanie się nieobyczajnego wybryku, zamieszczenie w miejscu publicznym nieprzyzwoitego ogłoszenia, napisu lub rysunku albo używanie słów nieprzyzwoitych
– art. 117 § 3 kodeksu karnego (publiczne nawoływanie do wszczęcia wojny napastniczej lub publiczne pochwalanie wszczęcia lub prowadzenia takiej wojny
– art. 135 § 2 k.k. (publiczne znieważenie Narodu lub Rzeczypospolitej Polskiej art. 133 k.k., publiczne znieważenie Prezydenta RP)
– art. 196 k.k. (obrażanie uczuć religijnych poprzez publiczne znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych)
–; art. 200b k.k. i inne. (publiczne pochwalanie lub propagowanie zachowania o charakterze pedofilskim
Trzeba pamiętać, że internet to miejsce publiczna.Wynika to z orzeczenie Sądu Najwyższego z dnia 17 kwietnia 2018 r. sygn. akt IV KK 296/17 wydane po rozpoznaniu kasacji Rzecznika Praw Obywatelskich, w którym Sąd Najwyższy rozważając kwestie odpowiedzialności za czyn z art. 141 k.w. stwierdził, między innymi, że „w przypadku wykorzystania Internetu do umieszczenia w nim nieprzyzwoitego ogłoszenia, napisów lub rysunków albo używania za jego pośrednictwem słów nieprzyzwoitych, miejscem publicznym w rozumieniu art. 141 k.w. są serwisy WWW takie jak: portale informacyjne, portale korporacyjne, z tym że w przestrzeni dla potencjalnych klientów, otwarte fora dyskusyjne, blogi, vlogi (tzw. videoblogi), do których dostęp nie jest limitowany, a zatem nie zabezpieczony loginem i hasłem, ograniczającymi możliwość uzyskania dostępu do wyodrębnionej przestrzeni internetowej dla internautów przez właściciela serwisu”.
Co więcej Sąd Najwyższy uznał, że „w kontekście pojęcia miejsce publiczne odnoszącego się do przestrzeni wirtualnej nie jest istotne gdzie fizycznie znajduje się serwer sprzętowy, na którym udostępniany jest serwis internetowy”.