Bezpieczeństwo dziennikarek online - debata w Biurze RPO
- Choć dziennikarki wykonują tę samą pracę co dziennikarze, to spotykają się z dużo bardziej drastycznymi i brutalnymi atakami i groźbami.
- Hejt internetowy, zorganizowana nagonka trolli i botów wobec kobiet ma seksualny kontekst. I tak jest w wielu krajach
- Charakterystyczne są organizowane fale gróźb gwałtu nie tylko wobec samych dziennikarek – ale wobec ich dzieci. Dziennikarze tego w zasadzie nie doświadczają.
By społeczeństwa demokratyczne mogły się skutecznie mierzyć z tym problemem, muszą zauważyć wyraźną różnicę w skali i formie ataków na dziennikarzy i dziennikarki. To one spotykają się codziennie z groźbami gwałtu, przemocy fizycznej, drastycznymi obrazkami wysyłanymi im do skrzynek mailowych. W skrajnych przypadkach te formy ataku powodują autocenzurę i wycofywanie się kobiet ze sfery publicznej – mówili uczestnicy debaty o bezpieczeństwie dziennikarek w sieci. Zostało ono zorganizowane jako wydarzenie towarzyszące Human Dimention Implementation Meeting, warszawskiemu spotkaniu działaczy i prawników działających na rzecz praw człowieka.
Dyskusja poprzedziła projekcję filmu „Ciemne miejsce” („A Dark Place: Documentary on safety of female journalists”; zwiastun filmu jest do obejrzenia tu: https://www.osce.org/representative-on-freedom-of-media/410423). W prowadzonej po angielsku dyskusji wzięli udział dziennikarze, prawnicy i działacze praw człowieka.
Otwierając debatę Adam Bodnar, gospodarz spotkania w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, przypomniał, że cechą szczególną współczesnej debaty publicznej jest to, że osoby zabierające w niej głos muszą się liczyć nie tylko ze zorganizowanymi atakami w mediach tradycyjnych, ale także z hejtem w mediach społecznościowych. Podał przykład Khadiyi Ismayilovej z Azerbejdżanu, która stała się celem ataku prawdopodobnie ze strony państwowych służb specjalnych (publikowano w sieci nagrania z jej prywatnego życia). Zdaniem Bodnara taka sytuacja jest skrajnie niebezpieczna także dlatego, że to właśnie do państwa i jego służb należy zapewnienie bezpieczeństwa dziennikarzom (pozytywnym przykładem w tej mierze jest sprawa Jessikki Aro z Finlandii).
Zastępczyni RPO Hanna Machińska zwracała uwagę na konieczność wdrażania standardów Rady Europy w zakresie przeciwdziałania seksizmowi w debacie publicznej i zapewniania bezpieczeństwa dziennikarkom.
- Dziennikarki wykonują taką samą pracę jak dziennikarze, ale krytyka, jaka je spotyka, jest inna, bo nacechowana seksualnie – podkreślił Harlem Désir, przedstawiciel OBWE ds. Wolności Mediów.
Świadectwo prześladowania i kampanii nienawiści przedstawiła Banu Güven, turecka dziennikarka pracująca dziś dla Deutsche Welle (ma ponad 2 mln followersów na Twitterze): Umiem odróżnić internetowy hejt od realnych gróźb. Wiem, kiedy hejter korzysta z internetu, by tylko dać upust swej nienawiści, a kiedy gotów jest do fizycznego ataku, jeśli tylko nadarzy się okazja.
Opowiadała o trudnej do wyobrażenia fali hejtu po artykułach nieprzychylnych tureckim władzom. Jak powiedziała, dziennikarz-mężczyzna dowiaduje się w takich sytuacjach „najwyżej”, że jest zdrajcą – kobieta staje się obiektem ataków seksualnych.
– Nie zgłaszam już tego prokuraturze, ale samemu Twitterowi. Zdarzyło mi się jednego dnia, po tekście krytycznym wobec tureckiego ministra, zgłosić 230 hejterskich twitów.
Nani Jansen Reventlow, dyrektorka, Fundusz Cyfrowej Wolności (reprezentowała Khadyiję Ismayilovą w jej sprawie) mówiła o narzędziach i mechanizmach pozwalających ograniczać i przeciwdziałać zjawisku nacechowanej seksualnie przemocy wobec dziennikarek. Wskazała na konieczność poprawy prawa – na jego interpretowanie w sposób pozwalający na stosowanie go w cyfrowej rzeczywistości, na doprecyzowaniu, czym jest przemoc seksualna w świecie cyfrowym (nie można się ograniczać tylko do interakcji między konkretnymi osobami, bo problemem jest także tworzenie fejkowych kont dziennikarek czy organizowanie kampanii, w których poszczególni uczestnicy robią niewiele zła, ale cała akcja tworzy krzywdzącą falę nienawiści).
Nani Jansen Reventlow mówiła też o znaczeniu edukacji w wymiarze sprawiedliwości (policjanci muszą rozumieć, czym jest atak seksualny w sieci, sędziowie muszą rozumieć, jak działa świat cyfrowy, na czym polegają media społecznościowe). Podkreślała, jak ważne jest skuteczne i sprawne identyfikowanie sprawców – większość z nich nie dysponuje przecież aż tak zaawansowanymi umiejętnościami, by skutecznie ukryć się przed śledczymi, o ile ktoś będzie ich ścigał.
Przeciwdziałanie nacechowanej seksualnie przemocy wobec dziennikarek jest też – o czym wszyscy muszą pamiętać – obroną wolności słowa, podstawy demokracji.
Sarah Clarke z broniącej wolności słowa organizacji ARTYKUŁ 19 mówiła z kolei o narzędziach pozwalających analizować, badać i identyfikować ogniska hejtu. - Zajmujemy się problemem od lat. wiemy, że taka zorganizowana przemoc ma wiele warstw: z wierzchu widać fale twitów, ale są one organizowane i koordynowane w zamkniętych grupach na Facebooku czy innych mediach społecznościowych. To stamtąd dane osobowe, adresy, imiona dzieci atakowanych dziennikarek trafiają do „masowej dystrybucji”. Sarah Clarke podkreśliła, że obok seksualizacji to także groźby wobec dzieci są cechą charakterystyczną organizowanych ataków wobec dziennikarek. Dlatego tak ważne jest tworzenie narzędzi pozwalających na identyfikowanie seksualnie nacechowanych ataków hejtu i mobilizowanie przez to służb państwowych do reakcji – podkreśliła.
Javier Luque, szef Departamentu Komunikacji Cyfrowej Międzynarodowego Instytutu Prasy powiedział na koniec, że dziennikarki nie są ofiarami – każdego dnia wstają przecież rano i podejmują swą pracę. Nie są bohaterkami, bo gdyby tak było, cóż warta by była demokracja. Ale są celami kampanii poniżania, grożenia, dyskredytowania, co jest cechą naszych czasów.
Ale - jak mówiły bohaterki wyświetlonego po dyskusji filmu - jeśli hejterzy myślą, że nas wystraszą, to bardzo się mylą. Jesteśmy od nich silniejsze.